
piątek, 24 grudnia 2010
Wesołych Świąt!

Etykiety:
2010,
Boże Narodzenie,
życzenia świąteczne
czwartek, 23 grudnia 2010
sobota, 18 grudnia 2010
Płyty 2010 - zestawienie najciekawszych
Płyta roku:

Massive Attack - Heligoland
Autechre - Oversteps
Laurie Anderson - Homeland
M.I.A. - Maya
Sade - Soldier of Love
Shearwater - The Golden Archipeligo
Oceansize - Self Preserved While the Bodies Float Up
Amy Macdonald - A Curious Thing
Woven Hand - The Threshingfloor
Goldfrapp - Head First
Foals - Total Life Foreve
LCD Soundsystem - This is Happening
Venetian Snares - My So-Called Life
Hans Zimmer - Inception (OST)
Lunatic Soul - Lunatic Soul II
The Legendary Pink Dots - Seconds Late For The Brighton Line
Swans - My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky
The Silverman - Time On Thin Ice
Meat Beat Manifesto - Answers Come In Dreams
The Ocean - Heliocentric
Burzum - Belus
Cyclobe - Wounded Galaxies Tap at The Window
Larsen / Nurse With Wound - Erroneous, a Selection of Errors
Mike Patton - Mondo Cane
Brendan Perry - Ark
Bryan Ferry - Olympia
Wznowienia:
Still Light - Lything
King Crimson - In The Wake of Poseidon
King Crimson - Islands
IEM - Complete IEM
No-Man - Wild Opera
Caravan - The World Is Yours: The Anthology 1968-1976
Charanjit Singh - Ten Ragas to A Disco Beat
DVD:
Porcupine Tree - Anesthetize
Lasse Hoile - Steven Wilson: Insurgentes
Meshuggah - Alive
Coma - Live
Mieszane odczucia:
(?) Squarepusher - Shobaleader One: D'Demonstrator
(?) Arcade Fire - The Suburbs
(?) The Orb / David Gilmour - Metallic Spheres
(?) Peter Gabriel - Scratch My Back
Do końca mnie nie przekonało... czyli pół na pół:
(+/-) Orphaned Land - The Never Ending Way Of ORwarriOR
(+/-) The Pineapple Thief - Someone Here Is Missing
(+/-) Pain of Salvation - Road Salt One
(+/-) Joanna Newsom – Have One on Me
(+/-) Jamiroquai - Rock Dust Light Star
Zawód:
(-) Anathema - We're Here Because We're Here
Najlepsza okładka:

Shearwater - The Golden Archipeligo
Odkrycia i zaskoczenia:
Ektoise (album: Ektoise)
Pineal Eye (album: II)
Catherine Christer Hennix (album: The Electric Harpsichord)
Polska(czyli kategoria której w ogóle powinno tutaj nie być. Bo? Bo muzyka nie zna granic):
Ale poza kilkoma płytami, w tym roku nie wiele płyt wybiło się na światowy poziom... W ubiegłym roku faworytką całości roku była Anita Lipnicka i jej Hard
Land of Wonder. W tym roku jest nieco gorzej.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje Mariusz Duda i jego druga płyta projektu
Lunatic Soul, a poza tym:
(+) Robert Gawliński - Kalejdoskop
(+) Grzegorz Turnau - Fabryka klamek
(+) Limited Liability Sounds - Minimus Clangor
(+) Kim Nowak - Kim Nowak
(+) SBB - Blue Trance
(+) L.U.C. - PyyKyCyKyTyPff
(+) De Press - Myśmy Rebelianci
(-) Dezerter - Prawo do bycia idiotą (niestety, się rozczarowałem...)
Nie liczę trzech odsłon łódzkiej Comy: angielskiego Excess, koncertowego Live i koncertowo-symfonicznego... Symfonicznie. Czekam na nową studyjną płytę!
Trochę się tego nazbierało. Był to dobry rok, było dużo rzeczy naprawdę genialnych, ale nie obyło się bez pozycji słabszych. Był to też rok wielkich powrotów: Sade, Brendan Perry, Massive Attack czy Laurie Anderson. I zawsze w tym miejscy wypada się zastanowić jaki będzie rok kolejny - 2011. Jaki? To się okaże, a mam nadzieję, że nie gorszy. Wszystkiego dobrego!

Massive Attack - Heligoland
Autechre - Oversteps
Laurie Anderson - Homeland
M.I.A. - Maya
Sade - Soldier of Love
Shearwater - The Golden Archipeligo
Oceansize - Self Preserved While the Bodies Float Up
Amy Macdonald - A Curious Thing
Woven Hand - The Threshingfloor
Goldfrapp - Head First
Foals - Total Life Foreve
LCD Soundsystem - This is Happening
Venetian Snares - My So-Called Life
Hans Zimmer - Inception (OST)
Lunatic Soul - Lunatic Soul II
The Legendary Pink Dots - Seconds Late For The Brighton Line
Swans - My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky
The Silverman - Time On Thin Ice
Meat Beat Manifesto - Answers Come In Dreams
The Ocean - Heliocentric
Burzum - Belus
Cyclobe - Wounded Galaxies Tap at The Window
Larsen / Nurse With Wound - Erroneous, a Selection of Errors
Mike Patton - Mondo Cane
Brendan Perry - Ark
Bryan Ferry - Olympia
Wznowienia:
Still Light - Lything
King Crimson - In The Wake of Poseidon
King Crimson - Islands
IEM - Complete IEM
No-Man - Wild Opera
Caravan - The World Is Yours: The Anthology 1968-1976
Charanjit Singh - Ten Ragas to A Disco Beat
DVD:
Porcupine Tree - Anesthetize
Lasse Hoile - Steven Wilson: Insurgentes
Meshuggah - Alive
Coma - Live
Mieszane odczucia:
(?) Squarepusher - Shobaleader One: D'Demonstrator
(?) Arcade Fire - The Suburbs
(?) The Orb / David Gilmour - Metallic Spheres
(?) Peter Gabriel - Scratch My Back
Do końca mnie nie przekonało... czyli pół na pół:
(+/-) Orphaned Land - The Never Ending Way Of ORwarriOR
(+/-) The Pineapple Thief - Someone Here Is Missing
(+/-) Pain of Salvation - Road Salt One
(+/-) Joanna Newsom – Have One on Me
(+/-) Jamiroquai - Rock Dust Light Star
Zawód:
(-) Anathema - We're Here Because We're Here
Najlepsza okładka:

Shearwater - The Golden Archipeligo
Odkrycia i zaskoczenia:
Ektoise (album: Ektoise)
Pineal Eye (album: II)
Catherine Christer Hennix (album: The Electric Harpsichord)
Polska(czyli kategoria której w ogóle powinno tutaj nie być. Bo? Bo muzyka nie zna granic):
Ale poza kilkoma płytami, w tym roku nie wiele płyt wybiło się na światowy poziom... W ubiegłym roku faworytką całości roku była Anita Lipnicka i jej Hard
Land of Wonder. W tym roku jest nieco gorzej.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje Mariusz Duda i jego druga płyta projektu
Lunatic Soul, a poza tym:
(+) Robert Gawliński - Kalejdoskop
(+) Grzegorz Turnau - Fabryka klamek
(+) Limited Liability Sounds - Minimus Clangor
(+) Kim Nowak - Kim Nowak
(+) SBB - Blue Trance
(+) L.U.C. - PyyKyCyKyTyPff
(+) De Press - Myśmy Rebelianci
(-) Dezerter - Prawo do bycia idiotą (niestety, się rozczarowałem...)
Nie liczę trzech odsłon łódzkiej Comy: angielskiego Excess, koncertowego Live i koncertowo-symfonicznego... Symfonicznie. Czekam na nową studyjną płytę!
Trochę się tego nazbierało. Był to dobry rok, było dużo rzeczy naprawdę genialnych, ale nie obyło się bez pozycji słabszych. Był to też rok wielkich powrotów: Sade, Brendan Perry, Massive Attack czy Laurie Anderson. I zawsze w tym miejscy wypada się zastanowić jaki będzie rok kolejny - 2011. Jaki? To się okaże, a mam nadzieję, że nie gorszy. Wszystkiego dobrego!
Etykiety:
CD,
dvd,
LP,
muzyka,
najciekawsze albumy,
ost,
płyty roku,
płyty roku 2010,
top,
zestawienie
wtorek, 7 grudnia 2010
Świąteczna Annie Lennox

Jednakże przed kilkoma dniami natrafiłem na najnowszy album Annie Lennox - A Christmas Cornucopia.
Płyta może jakoś specjalnie nie rzuca na kolana i jedne utwory są naprawdę fajnie zaśpiewane i zaaranżowane, inne nieco mniej. Ale dosyć przyjemnie się tego słucha, zwłaszcza o tej porze roku, na kilkanaście dni przed świętami. A otwierająca album kompozycja "Angels From The Realms Of Glory" jest naprawdę śliczna.
Poniżej coś na zachętę - wspomniane "Angels From the Realms of Glory" oraz film the making of...
Etykiety:
2010,
A Christmas Cornucopia,
Annie Lennox,
nowa płyta,
święta
poniedziałek, 6 grudnia 2010
niedziela, 5 grudnia 2010
sobota, 4 grudnia 2010
Sobotnie słuchanie
piątek, 3 grudnia 2010
Mamy grudzień
Śniegu za oknem dużo, mróz trzyma, nie ma się co dziwić. Mamy w końcu grudzień. Pomału bliża się koniec roku więc trzeba pomyśleć nad jakimś muzycznym podsumowaniem. Dużo się działo, sporo dobrych płyt się ukazało. Będzie w czym wybierać - już niebawem.
A tymczasem George Orwell Rok 1984.
Aha - największym zaskoczeniem w tym roku jest dla mnie... Watershed Opeth. Doskonały album. Sporo czasu upłynęło nim przekonałem się do tej płyty, ale czasem tak trzeba. To samo miałem m.in. z Third Portishead.
PS. 20 grudnia, tuż przed świętami ostatnia premiera 2010 w Larch Records: LLS Transient GENIUS (lar041).

czwartek, 25 listopada 2010
Zmarł Peter "Sleazy" Christopherson

Nie lubię takich dni, nie lubię takich wiadomości... Według informacji zamieszczonych na stronie Coil, Peter Christpherson zmarł w nocy z 23 na 24 listopada we śnie. Miał 55 lat. To On stworzył m.in. Throbbing Gristle, Psychic TV, Zos Kia, Coil czy The Threshold HouseBoys Choir, a ostatnio także SoiSong. Ponadto był twórcą kilkudziesięciu teledysków, współpracował m.in. z Ministry, Almondem, NIN, Rage Against the Machine, Sepulturą, Robertem Plantem i Yes.
Obok Storma Thorgersona i Aubreya 'Po' Powella, był jednym z twórców brytyjskiej agencji artystycznej Hipgnosis, która przygotowywała okładki albumów dla takich twórców i zespołów jak m.in Peter Garbriel Pink Floyd, AC/DC, Led Zeppelin, UFO czy Genesis. Lista Jego projektów, Jego albumów jest ogromna. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć jak wielka jest to strata.
Etykiety:
2010,
Coil,
nie żyje,
Peter "Sleazy" Christopherson,
Psychic TV. Hipgnosis,
Sleazy,
SoiSong,
TG,
Throbbing Gristle,
zmarł
środa, 3 listopada 2010
Wysmakowany pop: Bryan Ferry - Olympia


Większość kompozycji autor współtworzył z Davidem A. Stewartem, czyli drugą połową duetu Eurythmics. Ale takich gości jest tutaj więcej, m.in. gitarzysta Roxy Music Phil Manzanera, Steve Winwood ("No Face, No Name, No Number") oraz reprezentanci młodszego pokolenia: Scissor Sisters i Andy Cato z elektronicznego projektu Groove Armada. To właśnie temu ostatniemu zawdzięczamy wspaniałe, zapadające w pamięć dźwięki "Shameless". Co ciekawe ten sam utwór, ale w nieco zmienionej formie pojawił się na ostatniej płycie tego duetu – "Black Light", wydanej w styczniu tego roku. Jednakże wersja z Olympii w moim mniemaniu bije poprzedniczkę na głowę.

Jeszcze na koniec słowo o edycjach. Ich są bodajże cztery: pierwsza – wersja podstawowa z jedną płytą, druga wersja, poszerzona o dysk DVD zawierający film "The Making Of Olympia" i teledysk do "You Can Dance", trzecia wersja to "deluxe limited": w dużym i pięknym opakowaniu otrzymujemy zestaw z wersji numer dwa (CD+CVD) wzbogacony o kolejny bonusowy dysk CD z remiksami, wersjami instrumentalnymi itd. I po czwarte – wersja na winylu. Czego chcieć więcej? Chyba tylko takich płyt.
Ocena 4+/5
Etykiety:
2010,
Brian Eno,
Bryan Ferry,
Groove Armada,
nowa płyta,
Olympia,
Roxy Music
poniedziałek, 1 listopada 2010
Shine On You Crazy Diamond
Remember when you were young,
You shone like the sun.
Shine on you crazy diamond.
Like black holes in the sky.
Shine on you crazy diamond.
You were caught in the crossfire
Of childhood and stardom,
Blown on the steel breeze.
Come on you target for faraway laughter,
Come on you stranger, you legend, you martyr, and shine!
You reached for the secret too soon,
You cried for the moon.
Shine on you crazy diamond.
Threatened by shadows at night,
And exposed in the light.
Shine on you crazy diamond.
Well you wore out your welcome
With random precission,
Rode on the steel breeze.
Come on you raver, you seer of visions,
Come on you painter, you piper, you prisoner and shine!
Nobody knows where you are,
How near or how far.
Shine on you crazy diamond.
Pile on many more layers,
And I'll be joining you there.
Shine on you crazy diamond.
And we'll bask in the shadow of yesterday's triumph,
Sail on the steel breeze.
Come on you boy child, you winner and loser,
Come on you miner for truth and delusion and shine!
Na teraz, i na zawsze. A czemu akurat dzisiaj? Wydaje mi się, że jakoś szczególniej pasuje do dzisiejszego dnia...
You shone like the sun.
Shine on you crazy diamond.
Like black holes in the sky.
Shine on you crazy diamond.
You were caught in the crossfire
Of childhood and stardom,
Blown on the steel breeze.
Come on you target for faraway laughter,
Come on you stranger, you legend, you martyr, and shine!
You reached for the secret too soon,
You cried for the moon.
Shine on you crazy diamond.
Threatened by shadows at night,
And exposed in the light.
Shine on you crazy diamond.
Well you wore out your welcome
With random precission,
Rode on the steel breeze.
Come on you raver, you seer of visions,
Come on you painter, you piper, you prisoner and shine!
Nobody knows where you are,
How near or how far.
Shine on you crazy diamond.
Pile on many more layers,
And I'll be joining you there.
Shine on you crazy diamond.
And we'll bask in the shadow of yesterday's triumph,
Sail on the steel breeze.
Come on you boy child, you winner and loser,
Come on you miner for truth and delusion and shine!
Na teraz, i na zawsze. A czemu akurat dzisiaj? Wydaje mi się, że jakoś szczególniej pasuje do dzisiejszego dnia...
Etykiety:
Pink Floyd,
Shine On You Crazy Diamond,
Wish You Were Here
czwartek, 21 października 2010
Jest już "Places"!
Z przjemnością donoszę iż dzisiaj odebrałem z drukarni okładki do naszego nowego albumu Places. Część płytek jest już skonfekcjonowana i od jutra zaczynam wysyłkę. Reszta zamówień zostanie zrealizowana w najbliższy poniedziałek, w dniu premiery. Serdecznie zapraszamy. Album można zamawiać na stronie Larch Records, klikając tutaj.





Jak Wam się podoba? :)
Jak Wam się podoba? :)
Etykiety:
Adam Mańkowski,
insomnia,
larch records,
Łukasz Modrzejewski,
nowa płyta,
okładki,
Places,
zdjęcia
środa, 20 października 2010
The Legendary Pink Dots - Seconds Late For The Brighton Line

Legendarne Różowe Kropki to brytyjsko-holenderska grupa, która głównie za sprawą nieodżałowanego Tomka Beksińskiego ma w naszym kraju sporą grupę fanów – a raczej wyznawców. Prawda jest taka, że ten zespół albo się kocha i kocha jego muzykę, albo... się go nie znosi, przede wszystkim za sprawą wokalisty-proroka Edwarda Ka-Spela obdarzonego jak sam mówi "nieludzkim głosem".
Przez skład "Kropek" przewinęło się plus minus około trzydziestu osób. Od początku ich trzon stanowi wspomniany Edward Ka-Spel oraz klawiszowiec Phil Knight bardziej znany jako The Silverman. Aktualnie w składzie znajduje się jeszcze znakomity holenderski gitarzysta Erik Drost, wcześniej znany m.in. z formacji Girlfriends oraz dźwiękowiec Raymond Steeg (jest to jedyny znany mi zespół, który w swoim składzie zamieszcza inżyniera dźwięku). W podobnym składzie LPD nagrywało na początku tej dekady lecz towarzyszył im (prawie od dwudziestu lat) saksofonista Niels van Hoorn, który w ubiegłym roku odszedł z zespołu, po to aby zająć się własnym projektem – Strange Attractor. Chwilę przed nim grupę opuścił też gitarzysta Martijn de Kleer i to właśnie na jego miejsce powrócił Drost.

Drost ma w ogóle specyficzną technikę gry na gitarze: jako leworęczny gitarzysta, gra na gitarze dla praworęcznych... i nie było by w tym nic dziwnego (tak w latach ’60 grał Hendrix) gdyby nie fakt, iż gitara jest odwrócona. Wieść, iż on powraca, bardzo mnie ucieszyła i jakoś specjalnie nie opłakiwałem odejścia de Kleera. Natomiast, szokiem było odejście wspomnianego van Hoorna. Bałem się, że bez niego każde kolejne dzieło LPD będzie przypominało solowe albumy Ka-Spela i Silvermana. Teraz jestem spokojny. Owszem, szkoda mi że nie ma już tutaj całej palety najróżniejszych saksofonów od sopranowego do basowego, fletu, klarnetu i innych dziwnych instrumentów dętych (często własnej konstrukcji), ale od strony muzycznej zespół poradził sobie bardzo dobrze. Album brzmi naprawdę pięknie i mija trochę czasu nim słuchacz dokładnie się z nim osłucha. Nie jest tak transowy, agresywny i nacechowany elektronicznymi natręctwami jak płyty LPD z lat ’90. Sporo tutaj gitary, klawiszy, a elektronika potraktowana została jako najlepsza przyprawa i dodaje smaku oraz kolorytu nowym "Kropkom". Chyba najbardziej transowym kawałkiem jest trzynastominutowa kompozycja "Ascension". Jak zawsze w przypadku tego zespołu, wspaniałe dźwięki zostały ubarwione oryginalnymi tekstami autorstwa Proroka Ka-Spela.
Dziewięciu nowych kompozycji (tyle liczy zawartość CD) słucha się bardzo dobrze. Zadziwiające, że przy takiej ilości wydawnictw ten zespół wciąż potrafi zaskakiwać i nie postawił jeszcze ostatniej Różowej Kropki nad "i" w wyrazie "Pink". Najnowsze dzieło Seconds Late For The Brighton Line należy traktować szczególnie także z tego względu. iż grupa w tym roku obchodzi swoje trzydziestolecie działalności.
Mój znajomy zwrócił też uwagę na szatę graficzną wydawnictwa, do której LPD jakby wcześniej nie przywiązywało większej wagi. Nowa płyta została wydana w bardzo ładnym, aczkolwiek prostym digipaku, na którym znajdują się tajemniczy liczby i literki S L F T B L [Seconds Late For The Brighton Line].
A na koniec dodam jeszcze, że wiosną przyszłego roku – prawdopodobnie w kwietniu – The Legendary Pink Dots ponownie zawitają do Polski z serią koncertów.
Ocena: 6/6
Etykiety:
2010,
lpd,
nowa płyta,
recenzja,
ROIR,
Seconds Late For The Brighton Line,
The Legendary Pink Dots
sobota, 16 października 2010
Moje ukochane książki
Kiedyś pisałem o płytach i utworach dla mnie najważniejszych, ukochanych – a tym razem piszę o książkach… Dwadzieścia dwóch autorów i autorek oraz ich powieści, opowiadania i nawet jeden poemat… Zapraszam do lektury!

1. James Joyce - Ulisses
Joyce'a mógłbym w zasadzie umieścić tutaj całego, ale wybrałem tę jedną, jedyną. Ulisses i po nim już nic ie było takiej jak przedtem. Dłużej się go odkrywa jak czyta. Arcydzieło literatury.
2. Herman Hesse - Wilk stepowy
Kolejny z najważniejszych dla mnie pisarzy. Demian, Siddhartha, Gra szklanych paciorków... lista jest długa, ale wybieram Wilka... ponieważ jest to trochę książka o mnie. Kiedyś napisałbym, że nawet bardzo i kto wie czy nie byłaby na miejscu wyżej.
3. John Steinbeck - Grona gniewu
Latem tego roku odświeżyłem sobie większość dzieł tego noblisty. Wielu krytyków z pewnością by się ze mną nie zgodziło i uznało za ważniejsze Na wschód od Edenu. No ale podchodzę do tego w sposób subiektywny dlatego - Grona gniewu. Zresztą jakiś czas temu pisałem tutaj o tej powieści.
4. Tomasz Mann - Czarodziejska góra / Doktor Faustus
5. Paweł Huelle - Castorp
Czekam na nową powieść lub jakieś opowiadanie. Z ostatnich rzeczy jakie napisał Castorp zachwycił mnie najbardziej. Poza nim: Weiser Dawidek (debiut) oraz Opowiadania na czas przeprowadzki. Nawiązanie do Czarodziejskiej góry Manna. Pomysł, budowa utworu, język i ta tajemnicza magiczność. Jak dla mnie najlepsza rodzima książka ostatniej dekady. Zarówno stary Gdańsk, jak secesyjny Wrzeszcz, czy kuracyjny Sopot przydają tej lekturze niezapomnianego klimatu.
6. Eliza Orzeszkowa - Nad Niemnem
Niegdyś omijałem szerokim łukiem, aż się w końcu zabrałem. Jedna, jeśli w ogóle nie najlepsza polska powieść. I te rozbudowane opisy...
7. Herbert George Wells - Wojna Światów
8. Howard Philips Lovecraft - Zew Cthulhu / Kolor z przestworzy / Muzyka Ericha Zanna
Trzy fantastyczne opowiadania mistrza literatury grozy.
9. Władysław Reymont - Ziemia Obiecana
Najlepsza książka o moim mieście.
10. Charles Dickens - Klub Pickwicka
Język, humor, styl.
11. Bret Easton Ellis - Księżycowy Park

12. Michaił Bułhakow - Mistrz i Małgorzata
13. Edgar Allan Poe - Zagłada domu Usherów / Ligeja
14. J. K. Rowling - Harry Potter i więzień Azkabanu / Harry Potter i Zakon Feniksa
Przyznaję, że do serii książek z przygodami Harry'ego Pottera podchodziłem sceptycznie i dosyć późno się do nich przemogłem. Po lekturze całej wszystkich tomów stwierdziłem, że byłem strasznym mugolem bo to... fantastyczna literatura dla każdego, niezależnie od wieku. Wybieram dwie części (trzecią i piątą), które podobały mi się najbardziej. Na pewno jeszcze kiedyś wrócę do tych przygód, a pani Rowling jest naprawdę, hymm... co tu dużo mówić – geniuszem.
15. Stephen King - Lśnienie / Martwa strefa / Stukostrachy
Aż trzy powieści, ale nie potrafiłem zdecydować się na jedną.
16. Arthur Conan Doyle - Pies Baskerville'ów
17. Gustaw Herling-Grudziński - Inny Świat
18. Aleksander Sołżenicyn - Archipelag GUŁag
Monumentalne dzieło o zbrodniczej działalności systemu komunistycznego w ZSRR
19. Franz Kafka - Zamek
Ponadczasowa powieść. Ostatnia i wg mnie najgenialniejsza spośród trzech powieści tworzących tzw. "Trylogię samotności" (Ameryka, Proces). Czasem mam wrażenie, że świat tajemniczego K. jest także moim codziennym światem...
20. Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi
21. Emily Brontë - Wichrowe Wzgórza
Ujmująco o miłości, w sposób jaki już się (niestety nie pisze).
22. Thomas Stearn Elliot - Ziemia jałowa
Doskonały poemat i zarazem jeden najważniejszych utworów poetyckich XX wieku.

1. James Joyce - Ulisses
Joyce'a mógłbym w zasadzie umieścić tutaj całego, ale wybrałem tę jedną, jedyną. Ulisses i po nim już nic ie było takiej jak przedtem. Dłużej się go odkrywa jak czyta. Arcydzieło literatury.
2. Herman Hesse - Wilk stepowy
Kolejny z najważniejszych dla mnie pisarzy. Demian, Siddhartha, Gra szklanych paciorków... lista jest długa, ale wybieram Wilka... ponieważ jest to trochę książka o mnie. Kiedyś napisałbym, że nawet bardzo i kto wie czy nie byłaby na miejscu wyżej.
3. John Steinbeck - Grona gniewu
Latem tego roku odświeżyłem sobie większość dzieł tego noblisty. Wielu krytyków z pewnością by się ze mną nie zgodziło i uznało za ważniejsze Na wschód od Edenu. No ale podchodzę do tego w sposób subiektywny dlatego - Grona gniewu. Zresztą jakiś czas temu pisałem tutaj o tej powieści.
4. Tomasz Mann - Czarodziejska góra / Doktor Faustus
5. Paweł Huelle - Castorp
Czekam na nową powieść lub jakieś opowiadanie. Z ostatnich rzeczy jakie napisał Castorp zachwycił mnie najbardziej. Poza nim: Weiser Dawidek (debiut) oraz Opowiadania na czas przeprowadzki. Nawiązanie do Czarodziejskiej góry Manna. Pomysł, budowa utworu, język i ta tajemnicza magiczność. Jak dla mnie najlepsza rodzima książka ostatniej dekady. Zarówno stary Gdańsk, jak secesyjny Wrzeszcz, czy kuracyjny Sopot przydają tej lekturze niezapomnianego klimatu.
6. Eliza Orzeszkowa - Nad Niemnem
Niegdyś omijałem szerokim łukiem, aż się w końcu zabrałem. Jedna, jeśli w ogóle nie najlepsza polska powieść. I te rozbudowane opisy...
7. Herbert George Wells - Wojna Światów
8. Howard Philips Lovecraft - Zew Cthulhu / Kolor z przestworzy / Muzyka Ericha Zanna
Trzy fantastyczne opowiadania mistrza literatury grozy.
9. Władysław Reymont - Ziemia Obiecana
Najlepsza książka o moim mieście.
10. Charles Dickens - Klub Pickwicka
Język, humor, styl.
11. Bret Easton Ellis - Księżycowy Park

12. Michaił Bułhakow - Mistrz i Małgorzata
13. Edgar Allan Poe - Zagłada domu Usherów / Ligeja
14. J. K. Rowling - Harry Potter i więzień Azkabanu / Harry Potter i Zakon Feniksa
Przyznaję, że do serii książek z przygodami Harry'ego Pottera podchodziłem sceptycznie i dosyć późno się do nich przemogłem. Po lekturze całej wszystkich tomów stwierdziłem, że byłem strasznym mugolem bo to... fantastyczna literatura dla każdego, niezależnie od wieku. Wybieram dwie części (trzecią i piątą), które podobały mi się najbardziej. Na pewno jeszcze kiedyś wrócę do tych przygód, a pani Rowling jest naprawdę, hymm... co tu dużo mówić – geniuszem.
15. Stephen King - Lśnienie / Martwa strefa / Stukostrachy
Aż trzy powieści, ale nie potrafiłem zdecydować się na jedną.
16. Arthur Conan Doyle - Pies Baskerville'ów
17. Gustaw Herling-Grudziński - Inny Świat
18. Aleksander Sołżenicyn - Archipelag GUŁag
Monumentalne dzieło o zbrodniczej działalności systemu komunistycznego w ZSRR
19. Franz Kafka - Zamek
Ponadczasowa powieść. Ostatnia i wg mnie najgenialniejsza spośród trzech powieści tworzących tzw. "Trylogię samotności" (Ameryka, Proces). Czasem mam wrażenie, że świat tajemniczego K. jest także moim codziennym światem...
20. Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi
21. Emily Brontë - Wichrowe Wzgórza
Ujmująco o miłości, w sposób jaki już się (niestety nie pisze).
22. Thomas Stearn Elliot - Ziemia jałowa
Doskonały poemat i zarazem jeden najważniejszych utworów poetyckich XX wieku.
czwartek, 14 października 2010
Czterdzieści lat dworu Karmazynowego Króla




Warto sięgnąć po nowe-stare płyty. Jeśli nawet znamy te nagrania to w tym przypadku odkryjemy ich nowe, drugie życie. A ci którzy jeszcze, jakimś cudem nie znają muzyki King Crimson powinni czym prędzej po nią sięgnąć. Teraz tym bardziej jest ku temu okazja.
I przepraszam, jeśli nie wyszła mi typowa recenzja. Po prostu ciężko jest napisać coś nowego i oryginalnego o dziełach Karmazynowego Króla... a muzyka i tak sama przemawia przez siebie. Nawet oceny nie wystawiam gdyż są to po prostu arcydzieła.
wtorek, 5 października 2010
Coma nie zapadła w śpiączkę
Excess oraz Symfonicznie, dwie nowe płyty.
Łódzka Coma to w chwili obecnej, obok Riverside jeden z najoryginalniejszych polskich zespołów rockowych. Artystycznym poziomem dorównuje im chyba tylko Kapela ze Wsi Warszawa i Anita Lipnicka – choć to trochę inna muzyka. Ale jeśli jesteśmy przy dyskusji
o kondycji polskiej muzyki i padło nazwisko Anity to grzechem byłoby gdybym nie wspomniał, że jej ostatnia płyta (Hard Land of Wonder), wydana w ubiegłym roku w moim subiektywnym podsumowaniu roku zmiotła z pola widzenia wszelkie inne wydawnictwa wydane w 2009 – w ogóle, nie tylko te z rodzimego rynku. Powróćmy jednak do Comy.
Tej jesieni grupa przygotowała dla swoich fanów podwójną ucztę. Na początku września ukazał się anglojęzyczny album Excess na którym znalazło się dziewięć kompozycji z albumu Hipertrofia (2008), ostatniego studyjnego dzieła zespołu, tym razem zaśpiewanych po angielsku oraz trzy dodatkowe, premierowe utwory. Płyta ma być pierwszym ukłonem grupy i wydawcy do spopularyzowania Comy zagranicą. Póki co album dostępny jest wyłącznie u wydawcy-dystrybutora, firmy Mystic, a do europejskiej sprzedaży trafi w połowie października.
Jeśli chodzi o sam album to mam nieco mieszane odczucia. Przede wszystkim Comę zawsze postrzegałem przez pryzmat świetnych tekstów, osadzonych w znakomitej muzyce. Z nowym anglojęzycznym dziełem jest trochę inaczej. Może nie tyle, że trudno jest wgryźć się w te teksty czy zrozumieć ich przekaz, bo przecież znam ich polskie odpowiedniki, a z drugiej strony język angielski nie jest czymś egzotycznym, lecz z przykrością stwierdzam, że dla mnie ta płyta pozbawiona jest duszy, tego czegoś wyjątkowego obecnego na wcześniejszych wydawnictwach. Jestem ciekaw jak album zostanie odebrany w "krajach docelowych". Szczerze powiedziawszy nie wiem jak zespół sobie to wyobraża. Od teraz zacznie nagrywać każdą płytę podwójnie: po polsku i angielsku? Owszem są polskie zespoły śpiewające po angielsku (i do tego popularne zagranicą), jak np. Behemoth, Vader czy wspomniany na początku Riverside. Ale one zawsze śpiewały po angielsku. Z Comą jest inaczej i właśnie jeśli chodzi o teksty to w tym wypadku język polski pasował do nich najlepiej, bo muzyka przecież sama się obroni. Podobnie jak Rammstein silnie związany jest ze swoją "niemieckością". Ich kompozycje śpiewane w innym języku niż niemiecki tracą na jakości, na swej energii oraz mocy.
Dobrze, daje już spokój tekstom, a przejdę do muzyki. Ta jest znakomita i niewiele różni się od tej z Hipertrofii. W połączeniu z całością, tj. słowa plus muzyka najlepiej wypadają: "Transfusion", "Afternoons In The Colour Of Lemon" i "Eckhart".
Szkoda tylko, że jest tutaj właściwie cząstka macierzystego albumu. Hipertrofia jest przecież podwójnym albumem koncepcyjnym, więc tym bardziej nie powinna być skracana. To tak jakby Bitwę pod Grunwaldem Jana Matejki oglądać na wyświetlaczu telefonu.
Druga nowość Comy to płyta Symfonicznie. To już drugi album koncertowy Comy i drugi wydany w tym roku. Tym razem jest to zapis koncertu, który odbył się 23 czerwca ubiegłego roku w Gdańsku na Targu Węglowym. Zespół wystąpił wtedy z towarzyszeniem Orkiestry Symfoników Gdańskich i wykonał najważniejsze utwory w swoim dorobku. Fragment tego występu można zobaczyć jako dodatek do DVD Live. Nowy album reklamowany jest właśnie jako suplement wydawnictwa Live.
Chociaż nie jestem specjalnym miłośnikiem tego typu wydawnictw oraz angażowania orkiestry symfonicznej do tego typu brzmień (z małymi wyjątkami) to album całkiem miło mnie zaskoczył. Na pewno bardziej niż się tego spodziewałem. Kompozycje zespołu zostały całkiem dobrze przygotowane i zaaranżowane. Na szczęście odbyło się to z wyczuciem i płyta nie męczy, ani nie zieje z niej przesadny patos. Moim symfonicznym faworytem są "Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców" oraz "Spadam". No i nareszcie w swej ponad dziesięcioletniej karierze Coma doczekała się ładnej oprawy graficznej. To oczywiście kwestia gustu, ale uważam, że do okładek zespół raczej szczęścia nie miał. Szkoda, że do Excess nikt nie pofatygował się o zaprojektowanie nowej szaty graficznej, a jedynie została nieco zmodyfikowana ta już istniejąca, z polskiej wersji albumu.
Grupa trzyma muzyczny poziom, mimo, że trochę się czepiam. Pozostaje wciąż na firmamencie współczesnej polskiej muzyki rockowej. Mam nadzieję, że Europa i reszta świata doceni ten zespół, czego mu szczerze życzę. A sobie życzę, aby póki co Coma nie wydawała dwóch płyt koncertowych na rok, a przysiadła w studiu i szybko powróciła z nowym, świeżym, jak zawsze ambitnym i zaskakującym materiałem.
Reasumując, dla tych co nie lubią czytać - ocena:
Coma – Excess: 7/10
Coma – Symfonicznie: 8/10

o kondycji polskiej muzyki i padło nazwisko Anity to grzechem byłoby gdybym nie wspomniał, że jej ostatnia płyta (Hard Land of Wonder), wydana w ubiegłym roku w moim subiektywnym podsumowaniu roku zmiotła z pola widzenia wszelkie inne wydawnictwa wydane w 2009 – w ogóle, nie tylko te z rodzimego rynku. Powróćmy jednak do Comy.
Tej jesieni grupa przygotowała dla swoich fanów podwójną ucztę. Na początku września ukazał się anglojęzyczny album Excess na którym znalazło się dziewięć kompozycji z albumu Hipertrofia (2008), ostatniego studyjnego dzieła zespołu, tym razem zaśpiewanych po angielsku oraz trzy dodatkowe, premierowe utwory. Płyta ma być pierwszym ukłonem grupy i wydawcy do spopularyzowania Comy zagranicą. Póki co album dostępny jest wyłącznie u wydawcy-dystrybutora, firmy Mystic, a do europejskiej sprzedaży trafi w połowie października.
Dobrze, daje już spokój tekstom, a przejdę do muzyki. Ta jest znakomita i niewiele różni się od tej z Hipertrofii. W połączeniu z całością, tj. słowa plus muzyka najlepiej wypadają: "Transfusion", "Afternoons In The Colour Of Lemon" i "Eckhart".
Szkoda tylko, że jest tutaj właściwie cząstka macierzystego albumu. Hipertrofia jest przecież podwójnym albumem koncepcyjnym, więc tym bardziej nie powinna być skracana. To tak jakby Bitwę pod Grunwaldem Jana Matejki oglądać na wyświetlaczu telefonu.

Chociaż nie jestem specjalnym miłośnikiem tego typu wydawnictw oraz angażowania orkiestry symfonicznej do tego typu brzmień (z małymi wyjątkami) to album całkiem miło mnie zaskoczył. Na pewno bardziej niż się tego spodziewałem. Kompozycje zespołu zostały całkiem dobrze przygotowane i zaaranżowane. Na szczęście odbyło się to z wyczuciem i płyta nie męczy, ani nie zieje z niej przesadny patos. Moim symfonicznym faworytem są "Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców" oraz "Spadam". No i nareszcie w swej ponad dziesięcioletniej karierze Coma doczekała się ładnej oprawy graficznej. To oczywiście kwestia gustu, ale uważam, że do okładek zespół raczej szczęścia nie miał. Szkoda, że do Excess nikt nie pofatygował się o zaprojektowanie nowej szaty graficznej, a jedynie została nieco zmodyfikowana ta już istniejąca, z polskiej wersji albumu.
Grupa trzyma muzyczny poziom, mimo, że trochę się czepiam. Pozostaje wciąż na firmamencie współczesnej polskiej muzyki rockowej. Mam nadzieję, że Europa i reszta świata doceni ten zespół, czego mu szczerze życzę. A sobie życzę, aby póki co Coma nie wydawała dwóch płyt koncertowych na rok, a przysiadła w studiu i szybko powróciła z nowym, świeżym, jak zawsze ambitnym i zaskakującym materiałem.
Reasumując, dla tych co nie lubią czytać - ocena:
Coma – Excess: 7/10
Coma – Symfonicznie: 8/10
Etykiety:
2010,
Coma,
Excess,
Hipertrofia,
Mysic,
nowa płyta,
recenzja,
Symfonicznie
środa, 22 września 2010
Brendan Perry – Ark
...czyli solowy powrót lidera Dead Can Dance.
Śmiało można nazwać rok 2010 rokiem powrotów, wielkich powrotów. Nowy albumy wydali już między innymi Mark Almond, Sade, Laurie Anderson, a teraz Brendan Perry. Jedenaście lat przyszło nam czekać na drugi solowy album tego muzyka. Po sukcesach płyt Dead Can Dance jego pierwsze dzieło Eye of the Hunter zostało przyjęte dość chłodno. Chociaż szczerze powiedziawszy, nie jest to dla mnie do końca zrozumiałe, bo jest to bardzo dobry album, podobnie jak najnowszy Ark, choć jeśli ktoś się tutaj spodziewa jakichś wielkich muzycznych rewolucji i dźwiękowego suspensu, temu radzę się wstrzymać.
Można odnieść wrażenie, że artysta zatoczył swoiste koło. Oddalił się nieco od neofolkowej otoczki znanej z poprzedniego albumu, a zwrócił się z powrotem w kierunku dark wave'u, czyli do swoich prawdziwych korzeni. Jak wspominałem, wyszło mu to całkiem przyzwoicie. Album jest mroczny i dosyć szczelnie wypełniony hipnotyzującymi wokalizami Perry'ego. Ark nawiedzony jest też duchami "Martwych Potrafiących Tańczyć" (Dead Can Dance), lecz nie przyrównałbym go do żadnego albumu tego kultowego zespołu. Słychać, że artysta nie stoi w miejscu, że inspiruje się nowymi brzmieniami i trendami muzycznymi. Pobrzmiewają tutaj dubowe czy trip-hopowe eksperymenty, których wydaje mi się, iż nie powstydziliby się Mssive Attack, jedni z prekursorów tego gatunku. W przeciwieństwie do poprzedniej płyty, która prawie w całości oparta jest na żywych instrumentach, w nagraniu nowego materiału wykorzystane zostały dźwięki, pochodzące głównie z samplerów i syntezatorów. Jak można się dowiedzieć ze specjalnego filmu udostępnionego przed premierą na stronie internetowej artysty, był to zabieg celowy, którego zamysł opierał się na wykreowaniu neutralnego elektronicznego pejzażu dźwiękowego, który odzwierciedliłby współczesny świat, zdominowany techniką, świat uzależniony od maszyn.
Jest to z całą pewnością dystopijna wizja świata, z powracającymi motywami utraty tożsamości, alienacji, wojny, czy zagrożeń środowska naturalnego. Lecz z drugiej strony, zwłaszcza tej tekstowej wydawnictwo Ark jest również nośnikiem optymizmu i nadziei co do przyszłości współczesnego świata.
Na nowym krążku zawierającym osiem oryginalnych kompozycji pojawiają się dwa utwory: otwierający płytę "Babylon" i zamykający ją "Crescent", które pierwotnie skomponowane zostały przez Brendana Perry, w związku z Dead Can Dance Reunion Tour z 2005 roku.
Boli mnie fakt, że część z dawnych fanów "Umarłych..." jest nieco uprzedzona do solowych wydawnictw ich członków. Na marginesie przypominam, że druga połowa DCD czyli Lisa Gerrard nagrała w ostatnich latach dwa rewelacyjne albumy (studyjny i koncertowy) z Klausem Schulze. Ark traktowane jest niestety trochę po macoszemu, a jestem pewny, że gdyby całość została sygnowana trzema magicznymi literkami, od razu zostałaby uznana za arcydzieło... Jest o niesprawiedliwe i wydaje mi się, że szkoda czasu na zastanawianie się czy to Perry i Gerrard osobno czy może razem. Podobnie zresztą jak nie ma sensu deliberowanie nad tym czy Marillion było lepsze z Fishem czy Hogarthem, albo kto był lepszym wokalistą Genesis: Gabriel, Colins czy może Wilson. To inni ludzie, inne spojrzenie i co za tym idzie muzyka. Każdej płycie warto dać szansę, wysłuchać jej i dopiero potem ocenić. Bo po co się niepotrzebnie uprzedzać?


Jest to z całą pewnością dystopijna wizja świata, z powracającymi motywami utraty tożsamości, alienacji, wojny, czy zagrożeń środowska naturalnego. Lecz z drugiej strony, zwłaszcza tej tekstowej wydawnictwo Ark jest również nośnikiem optymizmu i nadziei co do przyszłości współczesnego świata.
Na nowym krążku zawierającym osiem oryginalnych kompozycji pojawiają się dwa utwory: otwierający płytę "Babylon" i zamykający ją "Crescent", które pierwotnie skomponowane zostały przez Brendana Perry, w związku z Dead Can Dance Reunion Tour z 2005 roku.
Boli mnie fakt, że część z dawnych fanów "Umarłych..." jest nieco uprzedzona do solowych wydawnictw ich członków. Na marginesie przypominam, że druga połowa DCD czyli Lisa Gerrard nagrała w ostatnich latach dwa rewelacyjne albumy (studyjny i koncertowy) z Klausem Schulze. Ark traktowane jest niestety trochę po macoszemu, a jestem pewny, że gdyby całość została sygnowana trzema magicznymi literkami, od razu zostałaby uznana za arcydzieło... Jest o niesprawiedliwe i wydaje mi się, że szkoda czasu na zastanawianie się czy to Perry i Gerrard osobno czy może razem. Podobnie zresztą jak nie ma sensu deliberowanie nad tym czy Marillion było lepsze z Fishem czy Hogarthem, albo kto był lepszym wokalistą Genesis: Gabriel, Colins czy może Wilson. To inni ludzie, inne spojrzenie i co za tym idzie muzyka. Każdej płycie warto dać szansę, wysłuchać jej i dopiero potem ocenić. Bo po co się niepotrzebnie uprzedzać?
Etykiety:
2010,
Ark,
Brendan Perry,
Dead Can Dance,
Eye of the Hunter,
Lisa Gerrard,
nowa płyta,
recenzja
wtorek, 14 września 2010
Amerykański sen niepowtarzalnej Laurie
O nowej płycie Laurie Anderson już troszeczkę pisałem. Jednakże nie daje mi ona spokoju.
Ojczyzna własna, czyli bezkompromisowa podróż po Ameryce...
Mowa oczywiście o Homeland, najnowszym wydawnictwie Laurie Anderson. Ponad dziesięć lat przyszło nam czekać na jej nowe dzieło. Ten album ukazał się przed kilkoma tygodniami, ale grzechem i to dużym byłoby pisać o takiej płycie dwa dni po premierze. To jeden z tych albumów, które wymagają skupienia i kilku podejść. Tylko wtedy smakują najlepiej i stają się wyraziste. Tym razem piosenkarka i zarazem performerka (a także reżyserka, rzeźbiarka, lista jej profesji jest naprawdę długa) zabiera nas w podróż po współczesnej Ameryce, po swojej ojczyźnie. Wizji tak doskonałej i dopracowanej, a nawet ośmielę się stwierdzić, że wręcz dopieszczonej zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej sygnowanej jej nazwiskiem nie mieliśmy od ponad szesnastu lat, od albumu Bright Red (rok 1994). Homeland jest przede wszystkim także o niebo lepszy od poprzedniego wydawnictwa. Dzisiaj z całą odpowiedzialnością jestem wstanie przyznać, że najnowsza płyta swym poziomem dorównuje chyba tylko albumowi Mister Heartbreak z roku 1984.
Album zaskakuje swym brzmieniem, sporo tutaj elektroniki i przesterowanych skrzypiec, w których Anderson tak się lubuje. Słychać też, że artystka jest w świetnej formie wokalnej, co ciekawe, bo mimo upływu lat i pod tym względem jest lepiej, niż na ostatnich albumach. Wiem, wiem, że kobietom wieku się nie wypomina, ale Anderson ma ponad 60 lat, lecz formę i pomysły jak niejedna nastolatka! Jestem pełen podziwu dla świeżości Homeland, któremu dodatkowego smaku dodają zaproszeni przez piosenkarkę goście. Poza Lou Reedem, życiowym partnerem Laurie Anderson, w dwóch utworach ("My Right Eye" i chórki w "Another Day in America") pojawia się androgeniczny i obdarzony nieziemskim, anielskim głosem Antony Hegarty. Jednak na tym nie kończy się lista gości z królestwa Homeland.
Bo z ciekawszych i bardziej znanych postaci jest też tutaj legendarny i słynący
z najróżniejszych projektów saksofonista John Zorn oraz Kieran Hebden (znany jako Four Tet) odpowiedzialny za wspomnianą wcześniej rewelacyjną elektronikę.
O utworach napisać można wiele, ale je po prostu trzeba przeżyć. Jak w przypadku dobrej literatury, gdzie nie ma sensu objadać się smakiem streszczeń. Zdradzę, że jest tutaj sporo ciekawych popkulturowych cytatów. Pojawiają się fragmenty z książek, jak na przykład ze Stukostrachów Stephena Kinga, wyczuwam także silnie inspiracje Orwellem. Mniej więcej w połowie tej muzycznej wizji artystka umieściła doskonałą, trwającą ponad jedenaście minut suitę – "Another Day in America". Narratorem tego utworu jest Fenway Bergamot, męskie alter ego Anderson. To "jego" wizerunek znajduje się na okładce płyty.
Na koniec jeszcze słów kilka o oprawie graficznej. Nonsensuch wydał album w pięknym digibooku z grubą, ekskluzywną książeczką. Zestaw został dodatkowo wzbogacony płytą DVD, która zawiera m.in. czterdziestominutowy film dokumentalny o tym jak powstawała muzyczna wizja Homeland.
A już w listopadzie, w chorzowskim Teatrze Rozrywki w ramach festiwalu Ars Cameralis będzie można na żywo zobaczyć artystkę, a także – czego jestem więcej niż pewny – wysłuchać na żywo całego Homeland.
Ojczyzna własna, czyli bezkompromisowa podróż po Ameryce...


Bo z ciekawszych i bardziej znanych postaci jest też tutaj legendarny i słynący
z najróżniejszych projektów saksofonista John Zorn oraz Kieran Hebden (znany jako Four Tet) odpowiedzialny za wspomnianą wcześniej rewelacyjną elektronikę.

Na koniec jeszcze słów kilka o oprawie graficznej. Nonsensuch wydał album w pięknym digibooku z grubą, ekskluzywną książeczką. Zestaw został dodatkowo wzbogacony płytą DVD, która zawiera m.in. czterdziestominutowy film dokumentalny o tym jak powstawała muzyczna wizja Homeland.
A już w listopadzie, w chorzowskim Teatrze Rozrywki w ramach festiwalu Ars Cameralis będzie można na żywo zobaczyć artystkę, a także – czego jestem więcej niż pewny – wysłuchać na żywo całego Homeland.
Etykiety:
2010,
Homeland,
Laurie Anderson,
Lou Reed,
Nonesuch Records,
nowa plyta,
recenzja
niedziela, 12 września 2010
The Doors - historia nieopowiedziana

Obraz jest chronologicznym zapisem narodzin kolejnych z sześciu przełomowych albumów studyjnych, nagranych w ciągu zaledwie pięciu lat oraz elektryzujących występów na żywo. Unikatowy materiał utrzymany w nurcie cinéma vérité przybliża realia ich twórczej współpracy oraz życia prywatnego. Reżyserowi udało się dotrzeć do archiwalnych i nigdy wcześniej niepublikowanych materiałów. Narratorem po filmowym świecie The Doors jest Johny Deep. Jeśli kogoś choć trochę interesuje muzyka lat '60 to naprawdę polecam wybrać się na seans. Na DVD na razie nie ma co liczyć (chyba, że z US ale co za tym idzie w regionie 1), więc warto rozejrzeć się po repertuarze najbliższego kina (najlepiej studyjnego).
poniedziałek, 6 września 2010
Octahedron, album doceniony po czasie


Octahedron jest najspokojniejszym albumem zespołu, co nie jest oczywiście równoznaczne z mało emocjonalnym.

Ciekawe jest również to, o czym zdaje się że pisałem przed weekendem - jesienią wiele rzeczy smakuje naprawdę duuuuużo lepiej.
Etykiety:
2009,
2010,
Frances the Mute,
Octahedron,
recenzja,
The Mars Volta,
warto posłuchać
niedziela, 5 września 2010
Miejsca, miejsca...
Niech ktoś powie, że nie jest pięknie...

A tak na marginesie - małymi kroczkami zbliża się jesień. Żółte, czerwone, brązowe liście, zapach palonego drewna, spadające z drzew kasztany... Mimo, że to może nie jest najcieplejsza pora roku, to właśnie chyba jesień lubię najbardziej. Póki co, cieszmy się ostatnimi dniami (tego dziwnego) lata.
A tak na marginesie - małymi kroczkami zbliża się jesień. Żółte, czerwone, brązowe liście, zapach palonego drewna, spadające z drzew kasztany... Mimo, że to może nie jest najcieplejsza pora roku, to właśnie chyba jesień lubię najbardziej. Póki co, cieszmy się ostatnimi dniami (tego dziwnego) lata.
Etykiety:
17 lipca 2010,
jesień,
lato,
miejsca,
zdjęcie
sobota, 4 września 2010
Massive Attack i genialny soundtrack

Etykiety:
Danny the Dog,
David Lynch,
Massive Attack,
Miles Davis,
muzyka filmowa,
ost,
Pink Floyd,
soundtrack,
Tangerine Dream
środa, 1 września 2010
Jiří Gruša - Kwestionariusz, czyli czytania ciąg dalszy


Ciekawe? Opis nie oddaje tego nawet w połowie. Książka jest fantastyczna, czyta się ją jednym tchem. Poprzez pisanie narratora w pierwszej osobie momentami mamy wrażenie, że to książka o nas. Bo poza Czechami lat przedwojennych, lat niemieckiej okupacji, i lat kiedy podobnie jak w Polsce panował tam totalitarny reżim komunistyczny to przede wszystkim książka o życiu młodego człowieka. Wiele perypetii bohatera przydarzyło się i nam, czytelnikom (szczególnie płci męskiej). Nie ma sensu zdradzać wszystkiego, ale pewnym jest, że kto zdecyduje się, aby sięgnąć po tę powieść szybko się od niej nie oderwie. Wydaje mi się, że czytam dość dużo, tzn. tyle na ile pozwala czas, ale dawno nie czytałem tak rewelacyjnej książki. Książki, której w zasadzie się nie czyta, a... pochłania.
Jiří Gruša, Kwestionariusz, czyli modlitwa za pewne miasto i przyjaciela, tytuł oryginalny: Dotazník, wydawnictwo Twój Styl, 2003
Etykiety:
czytanie,
Jiri Grusa,
Jiří Gruša,
książka,
Kwestionariusz,
recenzja
środa, 25 sierpnia 2010
Laurie Anderson - Homeland

BTW - Homeland to chyba najlepsza płyta Laurie Anderson od czasu albumu Mister Heartbreak, czyli od 1984 roku!
Ocena: 9*/10
* z ogromnym plusem za wydanie: CD+DVD w pięknym digibooku
Laurie Anderson, Homeland, Nonesuch Records, 2010
Etykiety:
2010,
Homeland,
John Zorn,
Laurie Anderson,
Lou Reed,
Nonesuch Records,
nowa płyta,
recenzja,
USA
wtorek, 10 sierpnia 2010
Ulubione albumy koncepcyjne
Poniżej przedstawiam mój subiektywny wybór najlepszych concept albumów.

The Beach Boys - Pet Sounds
The Beatles - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
The Who - Quadrophenia
Aphrodites Child - 666
Porcupine Tree - The Incident
Meshuggah - Catch 33
David Bedford - The Rime of the Ancient Mariner
The Mothers of Invention - Freak Out!
Opeth - Still Life
The Alan Parsons Project - Tales of Mystery and Imagination
Pink Floyd - Animals
Marillion - Misplaced Childhood
Jethro Tull - Thick as a Brick
Special Defects (Fredrik Thordendal) - Sol Niger Within
The Jimi Hendrix Experience - Are You Experienced?
Yes - Tales from Topographic Oceans
Riverside - Anno Domini High Definition
Abraxas - 99

The Beach Boys - Pet Sounds
The Beatles - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
The Who - Quadrophenia
Aphrodites Child - 666
Porcupine Tree - The Incident
Meshuggah - Catch 33
David Bedford - The Rime of the Ancient Mariner
The Mothers of Invention - Freak Out!
Opeth - Still Life
The Alan Parsons Project - Tales of Mystery and Imagination
Pink Floyd - Animals
Marillion - Misplaced Childhood
Jethro Tull - Thick as a Brick
Special Defects (Fredrik Thordendal) - Sol Niger Within
The Jimi Hendrix Experience - Are You Experienced?
Yes - Tales from Topographic Oceans
Riverside - Anno Domini High Definition
Abraxas - 99
sobota, 24 lipca 2010
John Steinbeck - Grona gniewu, książka na wakacje


wtorek, 20 lipca 2010
Porcupine Tree, Wytwórnia, Łódź 17 lipca 2010
To był wieczór... Minęły od już ponad trzy dni, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie... Było czarująco, niesamowicie, po prostu przepięknie i przede wszystkim muzycznie. Była to trzecia wizyta Porcupine Tree w naszym mieście, ale mam nadzieję, że Jeżozwierze będą teraz częściej do nas zaglądać.... :)
Ja wciąż, od soboty nie mogę zebrać swoich myśli. Ale zapraszam do przeczytania relacji autorstwa Tomka Ostafińskiego, która znajduje się na stronach Artrocka. Znajdują się tam też zdjęcia mojego autorstwa. Nie mniej przepraszam za jakość... Generalnie poszedłem tam przecież dla muzyki, a nie dla robienia zdjęć ;)
Aha, zamieszczam też pełną sobotnią set-listę:
Occam's Razor
Blind House
Great Expectations
Kneel and Disconnect
Drawing The Line
Hatesong
Pure Narcotic
Russia On Ice (part I)
Anesthetize (part II)
Dark Matter
(dziesięciominutowa przerwa)
Time Flies
Degree Zero Of Liberty
Octane Twisted
The Seance
Circle Of Manias
Buying New Soul
Way Out Of Here
Normal
Bonnie The Cat
(bis)
Trains
Etykiety:
17 lipca 2010,
koncerty,
łódź,
porcupine tree,
set-lista,
setlista,
the incident tour,
toya studios,
wytwrónia
czwartek, 1 lipca 2010
Józef Skrzek - Wojna Światów

W moim odczuciu jedną z najlepszych płyt w solowym dorobku Skrzeka, jak i całej polskiej muzyki lat ’80 jest album Wojna Światów – Następne Stulecie. Dzisiaj niestety jest to album trochę zapomniany. O ile wiem na CD (jako osobne wydawnictwo) wznawiany był tylko raz (Yesterday, 2005). Znalazł się także w dwudziestopłytowym boksie-antologii artysty zatytułowanym Viator 1973-2007 (Metal Mind, 2007), uzupełniony o liczne dodatki. Ja do dzisiaj dysponuję tylko LP (Muza, 1981). Na szczęście płyta ma się bardzo dobrze. Wiem, że było też jedno wydanie kasetowe. Niestety nie pamiętam, kiedy się ukazało i kto je wydał. Jak mniemam była to zapewne Muza Polskie Nagrania i musiało to być gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. To tyle słowem wstępu.

Płyta została wydana wcześniej, można powiedzieć, że od razu. Z racji stanu wojennego (chyba) wszystkie egzemplarze Wojny Światów posiadają tzw. okładki zastępcze. O co chodzi? Ponieważ był problem z papierem i ogólna sytuacja gospodarcza państwa była dosyć kryzysowa, postanowiono używać okładek dwa razy. Był to swoisty socrealistyczny recykling. Te które były już wydrukowane drukowano na nowo, po drugiej stronie. I tym sposobem, moja Wojna... została wydana w okładce od LP Bractwa Kurkowego. Wiem, że były też egzemplarze wydane w okładkach przerobionych z płyt Violetty Villas oraz Ireny Santor. Papier nie jest najlepszej jakości, podobnie z drukiem. Do myślenia daje fakt, że okładka drukowana była tylko czarnym drukiem, natomiast Bractwo, czy Cieślak (prawdziwe nazwisko VV) posiadają okładki w pełnym kolorze. Ale cud, że to w ogóle wyszło. Teraz to prawdziwe unikaty; patrząc nawet na półki komisów płytowych czy serwisy aukcyjne to ta płyta Skrzeka jest najciężej zdobywalną. A kupić ją jeszcze w przyzwoitej jakości to podwójny sukces.
Wśród jedenastu utworów można wyłowić tutaj naprawdę genialne fragmenty. LP dobrze współgra jako ścieżka dźwiękowa, czy raczej jak pisałem: uzupełnienie filmu... de facto zainspirowane nim samym. Nie mając pojęcia o istnieniu obrazu, można spokojnie podejść do niej jako do osobnego, pełnowartościowego dzieła. Trzeba też podkreślić, że nie jest to do końca solowa płyta Skrzeka. Mimo, że sygnowana jest jego nazwiskiem pojawia się tam grono zacnych muzyków, m.in. Jan "Kyks" Skrzek - brat Józefa grający tradycyjnie na harmonijce, perkusista Hubert Rutkowski oraz Tomasz Szukalski - jeden z najbardziej utalentowanych polskich saksofonistów. Główny kompozytor, czyli Skrzek poza wokalami gra tutaj na fortepianie, moogach, syntezatorach i gitarze basowej. Na longplayu słychać wyraźne echa rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jazzu i muzyki elektronicznej. Kosmiczna elektronika w fantastyczny sposób łączy się tutaj z saksofonowymi partiami. Te dźwięki mienią się najróżniejszymi, najbardziej pastelowymi kolorami. Śmieszą mnie takie wypowiedzi, że album ten nie należy do ważnych w dorobku Skrzeka, ale potwierdza jego wszechstronne umiejętności jako muzyka rockowego. To jak pisałem nie tylko jedna z najlepszych płyt tego niezwykłego i eklektycznego artysty, ale ważna płyta w polskiej muzyce nie tylko tej z przed trzydziestu lat.
Etykiety:
1981,
albumy,
Czesław Niemen,
film,
Józef Skrzek,
LP,
muzyka,
ost,
Ostatnie Stulecie,
Piotr Szulkin,
SBB,
Wojna Światów
Subskrybuj:
Posty (Atom)