Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ost. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ost. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 grudnia 2010

Płyty 2010 - zestawienie najciekawszych

Płyta roku:













Massive Attack - Heligoland


Autechre - Oversteps
Laurie Anderson - Homeland
M.I.A. - Maya
Sade - Soldier of Love
Shearwater - The Golden Archipeligo
Oceansize - Self Preserved While the Bodies Float Up
Amy Macdonald - A Curious Thing
Woven Hand - The Threshingfloor
Goldfrapp - Head First
Foals - Total Life Foreve
LCD Soundsystem - This is Happening
Venetian Snares - My So-Called Life
Hans Zimmer - Inception (OST)
Lunatic Soul - Lunatic Soul II
The Legendary Pink Dots - Seconds Late For The Brighton Line
Swans - My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky
The Silverman - Time On Thin Ice
Meat Beat Manifesto - Answers Come In Dreams
The Ocean - Heliocentric
Burzum - Belus
Cyclobe - Wounded Galaxies Tap at The Window
Larsen / Nurse With Wound - Erroneous, a Selection of Errors
Mike Patton - Mondo Cane
Brendan Perry - Ark
Bryan Ferry - Olympia

Wznowienia:
Still Light - Lything
King Crimson - In The Wake of Poseidon
King Crimson - Islands
IEM - Complete IEM
No-Man - Wild Opera
Caravan - The World Is Yours: The Anthology 1968-1976
Charanjit Singh - Ten Ragas to A Disco Beat

DVD:
Porcupine Tree - Anesthetize
Lasse Hoile - Steven Wilson: Insurgentes
Meshuggah - Alive
Coma - Live

Mieszane odczucia:
(?) Squarepusher - Shobaleader One: D'Demonstrator
(?) Arcade Fire - The Suburbs
(?) The Orb / David Gilmour - Metallic Spheres
(?) Peter Gabriel - Scratch My Back

Do końca mnie nie przekonało... czyli pół na pół:
(+/-) Orphaned Land - The Never Ending Way Of ORwarriOR
(+/-) The Pineapple Thief - Someone Here Is Missing
(+/-) Pain of Salvation - Road Salt One
(+/-) Joanna Newsom – Have One on Me
(+/-) Jamiroquai - Rock Dust Light Star

Zawód:
(-) Anathema - We're Here Because We're Here

Najlepsza okładka:













Shearwater - The Golden Archipeligo


Odkrycia i zaskoczenia:
Ektoise (album: Ektoise)
Pineal Eye (album: II)
Catherine Christer Hennix (album: The Electric Harpsichord)

Polska(czyli kategoria której w ogóle powinno tutaj nie być. Bo? Bo muzyka nie zna granic):
Ale poza kilkoma płytami, w tym roku nie wiele płyt wybiło się na światowy poziom... W ubiegłym roku faworytką całości roku była Anita Lipnicka i jej Hard
Land of Wonder
. W tym roku jest nieco gorzej.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje Mariusz Duda i jego druga płyta projektu
Lunatic Soul, a poza tym:
(+) Robert Gawliński - Kalejdoskop
(+) Grzegorz Turnau - Fabryka klamek
(+) Limited Liability Sounds - Minimus Clangor
(+) Kim Nowak - Kim Nowak
(+) SBB - Blue Trance
(+) L.U.C. - PyyKyCyKyTyPff
(+) De Press - Myśmy Rebelianci
(-) Dezerter - Prawo do bycia idiotą (niestety, się rozczarowałem...)
Nie liczę trzech odsłon łódzkiej Comy: angielskiego Excess, koncertowego Live i koncertowo-symfonicznego... Symfonicznie. Czekam na nową studyjną płytę!

Trochę się tego nazbierało. Był to dobry rok, było dużo rzeczy naprawdę genialnych, ale nie obyło się bez pozycji słabszych. Był to też rok wielkich powrotów: Sade, Brendan Perry, Massive Attack czy Laurie Anderson. I zawsze w tym miejscy wypada się zastanowić jaki będzie rok kolejny - 2011. Jaki? To się okaże, a mam nadzieję, że nie gorszy. Wszystkiego dobrego!

sobota, 4 września 2010

Massive Attack i genialny soundtrack

Massive Attack. Danny The Dogs. Dawno nie słuchałem tego albumu. Dzisiaj włączyłem. Idealnie na sobotni wieczór. I wiecie co? Brakuje takich ścieżek dźwiękowych do filmów. Zresztą w sklepach półki, które opisane są jako O.S.T. są coraz to szczuplejsze. Albo nagrywa się do filmów jakąś chałturę z samych megapoppowowych przebojów, albo na wskroś patetyczne i symfoniczne utwory. Nie to, żebym to było złe. To znaczy to drugie, bo pierwszego nie znoszę po stokroć. Ale szczerze przyznam, że brakuje takich klimatycznych albumów zawierających muzyczną ilustrację obrazu. Chyba już zapomniano o roli ścieżko dźwiękowej do filmu. Sorcerer Tangerine Dream, More, Zambriskie Point Pink Floyd, Ascenseur pour l'échafaud Milesa Davisa, muzyka z filmów Davida Lyncha... Jutro niedziela. Zrobię sobie dzień z muzyką filmową. Dobrej nocy!

czwartek, 1 lipca 2010

Józef Skrzek - Wojna Światów

Każdy szanujący się fan muzyki powinien znać tego znakomitego artystę i multiinstrumentalistę chociażby z zespołu SBB oraz grupy Czesława Niemena (m.in. wspólny, genialny album Ode to Venus z 1973 roku). Józef Skrzek, bo o nim mowa to jeden z moich ulubionych artystów i to nieważne, w jakim projekcie się udziela. Dzisiaj zwrócę się ku jego solowej twórczości, którą nieprzerwanie, począwszy od 1979 roku (album Pamiętnik Karoliny) kontynuuje. Mimo upływu lat, jego muzyczna twórczość ciągle ewoluuje i naprawdę nieraz mocno zaskakuje. Podobnie jak w przypadku SBB najbardziej cenię - choć to nie jest dobre słowo, bo wszystkie jego płyt są godne uwagi - wczesne albumy.
W moim odczuciu jedną z najlepszych płyt w solowym dorobku Skrzeka, jak i całej polskiej muzyki lat ’80 jest album Wojna Światów – Następne Stulecie. Dzisiaj niestety jest to album trochę zapomniany. O ile wiem na CD (jako osobne wydawnictwo) wznawiany był tylko raz (Yesterday, 2005). Znalazł się także w dwudziestopłytowym boksie-antologii artysty zatytułowanym Viator 1973-2007 (Metal Mind, 2007), uzupełniony o liczne dodatki. Ja do dzisiaj dysponuję tylko LP (Muza, 1981). Na szczęście płyta ma się bardzo dobrze. Wiem, że było też jedno wydanie kasetowe. Niestety nie pamiętam, kiedy się ukazało i kto je wydał. Jak mniemam była to zapewne Muza Polskie Nagrania i musiało to być gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. To tyle słowem wstępu.

Jak napisano na okładce, jest to muzyka do filmu w reżyserii Piotra Szulkina z 1981 roku o tym samym tytule. Na rewersie koperty wyjaśniono, iż część kompozycji nie pochodzi z filmu, lecz jest inspirowana jego treścią. W samym filmie kilka razy pojawia się sam Skrzek, jako lider zespołu... The Instant Glue. Film Szulkina jest całkiem dobry, a fabuła daje do myślenia. Widziałem go dwa razy, ostatnio chyba trzy lub cztery lata temu. Główną rolę Iron Idema gra niezastąpiony Roman Wilhelmi. Film ma nieco pokręconą fabułę, zwłaszcza przy końcu. Pisząc w skrócie i jednocześnie nie zdradzając szczegółów: na Ziemię przybywają przedstawiciele bardziej rozwiniętej cywilizacji z Marsa. Marsjanie deklarują, że jedyne, czego chcą to miłość i... ludzka krew. Ale fabuła idzie dalej, jest głębsza. Obraz ukazuje wpływ mediów na rzeczywistość, na sposób jej kreowania - zamiast prezentowania. Media i władze agresywnie współpracują z najeźdźcami - organizują aparat przymusowego oddawania krwi i zapewniania Marsjanom miłości przez pozbawienie ludzi tego, co kochali do tej pory. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję zobaczyć ten film to polecam. Poza Wilhelmim pozostała obsada jest też doborowa: Janda, Dykiel, Tym, Walczewski, Gajos, Pyrkosz. Film powstał jako komentarz do sytuacji politycznej i medialnej w roku 1981, jednak mimo upływu ćwierć wieku jego aktualność rośnie zamiast maleć. Jego premiera odbyła się dwa lata później, zimą 1983 roku.
Płyta została wydana wcześniej, można powiedzieć, że od razu. Z racji stanu wojennego (chyba) wszystkie egzemplarze Wojny Światów posiadają tzw. okładki zastępcze. O co chodzi? Ponieważ był problem z papierem i ogólna sytuacja gospodarcza państwa była dosyć kryzysowa, postanowiono używać okładek dwa razy. Był to swoisty socrealistyczny recykling. Te które były już wydrukowane drukowano na nowo, po drugiej stronie. I tym sposobem, moja Wojna... została wydana w okładce od LP Bractwa Kurkowego. Wiem, że były też egzemplarze wydane w okładkach przerobionych z płyt Violetty Villas oraz Ireny Santor. Papier nie jest najlepszej jakości, podobnie z drukiem. Do myślenia daje fakt, że okładka drukowana była tylko czarnym drukiem, natomiast Bractwo, czy Cieślak (prawdziwe nazwisko VV) posiadają okładki w pełnym kolorze. Ale cud, że to w ogóle wyszło. Teraz to prawdziwe unikaty; patrząc nawet na półki komisów płytowych czy serwisy aukcyjne to ta płyta Skrzeka jest najciężej zdobywalną. A kupić ją jeszcze w przyzwoitej jakości to podwójny sukces.

Wśród jedenastu utworów można wyłowić tutaj naprawdę genialne fragmenty. LP dobrze współgra jako ścieżka dźwiękowa, czy raczej jak pisałem: uzupełnienie filmu... de facto zainspirowane nim samym. Nie mając pojęcia o istnieniu obrazu, można spokojnie podejść do niej jako do osobnego, pełnowartościowego dzieła. Trzeba też podkreślić, że nie jest to do końca solowa płyta Skrzeka. Mimo, że sygnowana jest jego nazwiskiem pojawia się tam grono zacnych muzyków, m.in. Jan "Kyks" Skrzek - brat Józefa grający tradycyjnie na harmonijce, perkusista Hubert Rutkowski oraz Tomasz Szukalski - jeden z najbardziej utalentowanych polskich saksofonistów. Główny kompozytor, czyli Skrzek poza wokalami gra tutaj na fortepianie, moogach, syntezatorach i gitarze basowej. Na longplayu słychać wyraźne echa rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jazzu i muzyki elektronicznej. Kosmiczna elektronika w fantastyczny sposób łączy się tutaj z saksofonowymi partiami. Te dźwięki mienią się najróżniejszymi, najbardziej pastelowymi kolorami. Śmieszą mnie takie wypowiedzi, że album ten nie należy do ważnych w dorobku Skrzeka, ale potwierdza jego wszechstronne umiejętności jako muzyka rockowego. To jak pisałem nie tylko jedna z najlepszych płyt tego niezwykłego i eklektycznego artysty, ale ważna płyta w polskiej muzyce nie tylko tej z przed trzydziestu lat.