Bezkompromisowa, fantastyczna, genialna... Nie da się tak łatwo napisać recenzji tej płyt. To kolejna dźwiękowo-słowna podróż po Stanach, którą serwuje nam ta ulubienica Lou Reeda. Nowej płyty słucham od dobrych kilku tygodni, czy nawet miesięcy i nie wiem co bardziej mi się podoba. Słowa, muzyka czy całokształt. Płyta do najłatwiejszych nie należy, ale warto przez nią przebrnąć. Dużo dźwiękowych i wokalnych eksperymentów. Jest i Laurie na skrzypcach, w kilku fragmentach pojawia się wspomniany Lou Reed z gitarą czy John "wizjoner" Zorn, tym razem prezentuje bardzo spokojne, wręcz wyciszone oblicze swojego ukochanego instrumentu dętego - saksofonu. Warto kupić bilet na tę podróż po prywatnej ojczyźnie artystki, ale nie spodziewajmy się, że będzie to łatwa i wesoła podróż.
BTW - Homeland to chyba najlepsza płyta Laurie Anderson od czasu albumu Mister Heartbreak, czyli od 1984 roku!
Ocena: 9*/10
* z ogromnym plusem za wydanie: CD+DVD w pięknym digibooku
Laurie Anderson, Homeland, Nonesuch Records, 2010
Tylko ekspert może się zmierzyć z problemem i go rozwiązać. Naszego kochanego wiślanego kraju też to dotyczy. Mamy całą masę różnej maści ekspertów pieprzących farmazony na całodobowych stacjach telewizyjnych, które z największą przyjemnością wykasowałbym z menu mojego TV gdybym tylko miał taką możliwość ponieważ nie raz przypadkiem nacisnę nie ten guzik i wtedy mam... Gdy jeden ekspert powie, że jest problem, drugi potwierdzi, a trzeci powie to samo co dwaj jego poprzednicy to znaczy, że problem naprawdę istnieje. Christ!
OdpowiedzUsuń