Moi Drodzy,
Od tego miesiąca chciałbym zawsze na początku wybierać najciekawsze albumy, które swoją premierę miały w miesiącu, który właśnie się skończył. Mam nadzieję, że uda mi się zamieszczać swoje propozycje, wraz z krótkimi opisami. Ponieważ mamy drugi dzień - według T.S.Eliota - podobno najokrutniejszego miesiąca roku, czyli kwietnia to poniżej przedstawiam subiektywne zestawienie najciekawszych płyt wydanych w marcu.
1. Amy Macdonald - A Curious Thing
Druga płyta jednej z najciekawszych młodych wokalistek. Amy nie rzuca pomysłami na kolana. Ale rzuca głosem, tekstami i naturalnością. Bardzo dobry album, a podobno drugi album jest najtrudniejszy dla artysty. Warto posłuchać. Bardzo wiosenna płyta.
No i poczułem, że się starzeję, bo zaczynają zachwycać mnie twórcy młodsi ode mnie... Ale nie czuję się z tym źle.
Aha, na końcu znajduje się sympatyczna ciekawostka w postaci ukrytego utworu. Kryje się tam
Dancing in the Dark Bruce'a Springsteena. Dzięki Amy!
2. Autechre - Oversteps
Arcydzieło!
Polecam Adama recenzję powyższej płyty. Tekst można przeczytać na jego
blogu. Niestety w moim odczuciu Adam delikatnie mówiąc, tudzież pisząc zjechał tę płytę dając jej 8,5/10. No ale cóż... A przy okazji: pod tekstem zaczyna się robić całkiem ciekawa dyskusja.
3. Goldfrapp - Head First
Numer trzy. Duety, duety... Z Goldfrappem emocjonalnie związany jestem blisko dziesięć lat. Pamiętam jak usłyszałem ich pierwszy raz w jakiś wieczór w Programie 3 Polskiego Radia. Od "Filcowych wzgórz" minęła dekada, a każdy ich album mimo, że inny przyprawia mnie o nieprzyzwoite wypieki. Płyta chyba jeszcze bardziej przyswajalna (w dobrym znaczeniu tego słowa) i przebojowa od
Supernature, ale dobra w odbiorze. Goldfrapp to obok No-Man, Boards of Canada i wcześniej wspomnianego Autechre jeden z ukochanych przeze mnie muzycznych duetów. mocne 9/10. Najwybitniejsza płytą Alison G. oraz Willa Gregory'ego pozostaje dla mnie wciąż przegenialne
Seventh Tree.
4. Burzum - Belus
Varg Vikernes wyszedł na wolość (tak, tak!) i miejmy nadzieję, że na dobre. Liczę na to, że już nie podpali żadnego uroczego kościółka; ani drewnianego, ani murowanego tylko zajmie się muzyką. Czyli tym w czym jest najlepszy. Może napisze kilka quasi-filozoficznych książek itd. I OK. Muzycznie ma też co robić. Słyszałem, że ma od nowa nagrać dwa wcześniejsze albumu swojego projektu (mowa tutaj o
Dauði Baldrs z 1997 roku oraz bardzo dobrym i łagodnym, wydanym dwa lata później
Hliðskjálf).
I powiem szczerze, że Varg zaskoczył mnie tym
Belusem, znacznie bardziej niż Peter Gabriel swoim S
cratch My Back... Trochę nudno Panie Piotrze. Tak, wiem, że to inna muzyka. Ale miałem tutaj na myśli kategorię "twórca kultowy". A dla mnie z całą pewnością jeden jak i drugi takim artystą jest.
O samej muzyce pisać ciężko, o tekstach tym bardziej. Ale jak posłuchacie to nie przejdziecie obok tej płyty obojętnie.
Mam jeszcze małą ciekawostkę. Norwegia to taki fajny kraj, że
Belus w pierwszym tygodniu sprzedaży znalazł się na 23 miejscu najlepiej sprzedających się tam płyt. Varg to niemal "popstar" w swoim rodzinnym kraju:)
5. Porcupine Tree - The Incident (DVD-A)
Ostatnia płyta Porcupine Tree, jednej z najciekawszych i jednej z moich ulubionych grup ostatnich dwóch dekad we wspaniałym wielokanałowym miksie. Płyta ukazała się w połowie września 2009 roku. Dzięki tej wersji możemy odkryć ją na nowo.
Steven Wilson zadziwia mnie swoimi pomysłami za każdym razem i nie ważne w którym projekcie. Ten "Incydent" ma w sumie sporo elementów z wcześniejszych płyt (zwłaszcza ze
Stupid Dream,
Lightbulb Sun,
In Absentii i
Deadwinga), tylko wszystko podane i wymieszane w nowym sosie. Niezwykle apetycznym sosie, dodającym smaku całej potrawie.
I to na tyle. Pozdrawiam i do napisania!
Łukasz