sobota, 23 kwietnia 2011

Roger Waters, The Wall Live, Łódź, 19 kwietnia 2011


Ostatnie dni obfitują w znakomite koncerty, zacnych artystów. Jeszcze nie opadły emocję po warszawskim koncercie Blackfield, to we wtorek przeżyłem dotychczasowy koncert życia Rogera Watersa.
Moja relacja z The Wall Live znajduje się na stronach Artrock.pl. Kilka fotek autorstwa Darka Kawki możecie zobaczyć na przykład tutaj.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Blackfield, Progresja, Warszawa 14 kwietnia 2011

Zapraszam do przeczytania mojej relacji z czwartkowego koncertu Blackfield. Oj działo się w warszawskiej Progresji. Zapraszam do lektury!

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Jak Pioneer i serwis RAGZ traktuje klientów

Czyli opis własnych doświadczeń. Chyba powinno być jak to jest zrobić klienta w ch... Ale po kolei, zapraszam.

Opiszę kilka moich przygód z pewnym koncernem elektronicznym. 24 stycznia zdecydowałem się na zakup nowego odtwarzacza DVD. Nie chciałem kupować Blu-Ray, nie jest mi do niczego w tej chwili potrzebny. Mam jeden odtwarzacz, który czyta DVD-Audio i SACD oraz świetny, choć nie pierwszej młodości odtwarzacz CD Technicsa (sprawuje się znakomicie, ale Niemcy wiedzieli, co konstruują). Aby odciążyć tego pierwszego do samych płyt DVD-Video, DVD-R nabyłem nowy – Pioneer DV-420 w kolorze srebrnym. W stacjonarnych zdzierających sklepach kosztuje ok. 400 PLN (sorry – 399), ale na Allegro znalazłem za 319 PLN. Wpłata i szybka wysyłka, dobrze zapakowana. Ucieszyłem się, bo DVD posiada jeszcze gniazdo USB. Podłączyłem kabelkiem HDMI (stary jest na SCART), który wg mnie wcale nie jest taki dobry. Jeśli macie świetny analogowy kabel SCART (popularne Eurozłącze) to nie polecam HDMI. W sumie to kwestia gustu, ale czy jest lepiej? Mam zgoła odmienne zdanie. Ale idźmy dalej. DVD jako tako działało, ale używałem go sporadycznie. Nagle na początku marca zauważyłem, że ma problem z napędem. Płyty jakby do końca się nie zatrzymywały, nośnik obijał się gdzieś w napędzie. Oczywiście porysował mi kilka płyt (w tym miejscu gdzie nośnik opiera się w napędzie). 8 marca zgłosiłem się do serwisu. Że mieszkam w Łodzi to naprawą sprzętu Pioneera zajmuje się firma RAGZ. Sprawdzam w sieci gdzie znajduje się siedziba – strona DSV oficjalnego dystrybutora sprzętu m.in. Pioneer oraz Centrum Serwisowe „Tele Radio Video” podają adres: ulica Okrężna 16. No to jadę, wydawało mi się, że są to źródła wiarygodnie. Oczywiście żałuję, że nie zadzwoniłem. No, ale co tam. Jadę. Mieszkam na Teofilowie, więc kto choć trochę zna Łódź, wie jakie to za przeproszeniem zadupie ta Okrężna. Jadę ok. 15 km oczywiście korzystając z komunikacji miejskiej, bo nie mam własnego samochodu. No niestety. Na miejscu okazuje się, że jest to prawna siedziba RAGZ. Odsyłają mnie na... Al. Piłsudskiego 143. Jadę, to z Okrężnej jakieś 11 km, ale komunikacją miejską w tych rejonach dosyć ciężko się podróżuje. Docieram na miejsce. Hurra! Tłumacze Pani w punkcie przyjęć, co jest nie tak, jak się zachowuje czytnik. Wpisuje odręcznie (akurat popsuła się drukarka, komputer i cały system!) protokół oddania. Mówi mi, że gdy sprzęt zostanie naprawiony ktoś od nich do mnie zadzwoni lub wyśle mi SMS albo e-maila. Wracam do domu – 12 km. Aby oddać sprzęt musiałem przyjechać ponad 38 kilometrów! Był to 8 marca. Rzekomo mają 14 dni na naprawę, ale jak powiedziano mi w Centrali DSV to nie prawda, nie ma takiego terminu. Pani powiedziała, że sprzęt, zwłaszcza gwarancyjny ma być naprawiony najszybciej jak to możliwe. Każdy mówi co innego... Czekałem ponad tydzień, nikt nie zadzwonił. No to próbowałem się dodzwonić – nie udało się. Więc wysłałem maila i odpowiedź dostałem dosyć szybką, bo chyba po 2-3 minutach, że sprzęt jest do odbioru. Kilka razy dopytywałem się czy, aby na pewno wszystko działa dobrze. Zapewniano mnie, że tak. 16 marca pojechałem do RAGZ, aby odebrać odtwarzacz. Krew mnie zalała, bo w karcie gwarancyjnej wpisano „regulacja/zgodna ze specyfikacją” – a jeszcze bardziej termin wykonania – 9 marca! Naprawa trwała niecały dzień, bo odwiozłem go 8 po południu. Leżał tam przez tydzień i czekał na odbiór, a RAGZ nawet mnie o tym nie poinformował. Pewnie leżałby drugie tyle gdybym się sam po niego nie upomniał. Odebrałem rzekomo naprawiony i wyregulowany odtwarzacz i wróciłem do domu. Ucieszyłem się, jednak moja radość nie trwała zbyt długo. Owszem, może ciut lepiej czytał płyty ale... w sprawie wyciągania płyty z tacki nic się nie zmieniło, naprawa/regulacja kompletnie nic nie pomogła. Dalej, aby wyjąć bezpiecznie płytę musiałem odczekać 2-3 minuty, aż ta sama się zatrzyma. Wtedy bez uszkodzenia mogłem wyjąc nośnik z napędu tak, aby nie wpadał w wibracje. Oczywiście zaraz chciałem się skontaktować z serwisem. Wysłałem oficjalnie pismo do RAGZ z kopią do Centrali Serwisowej, biura handlowego DSV w Warszawie oraz biura i centrali dystrybucyjnej DSV w Gdyni. Oczywiście odpowiedzi żadnej nie dostałem, kompletnie nic. Prosiłem o kontakt, podałem numer telefonu i nic. Więc pogodziłem się z tym, jakoś przeżyję to kilkuminutowe oczekiwanie na zatrzymanie się płyty w napędzie.
Nadmienię, że sprzęt z serwisu RAGZ wrócił do mnie mocno ubrudzony od spodu jakąś śmierdzącą mazią....
Na tym kończy się pierwszy etap mojej przygody. Korzystałem ze sprzętu kilka dni, obejrzałem parę filmów. Już nie wkładałem do niego oryginalnych płyt, wszystko musiałem przegrywać, więc było to i kosztowne i mało wygodne. No, ale co zrobić? Bałem się o kolekcję oryginalnych płyt, a „zgodnie z punktem 8 gwarancji nie przewiduje się żadnych odszkodowań”.
30 marca odtwarzacz zaczął rysować soczewką płyty! No to już było przegięcie, bo rozumiem jakby się popsuł, ale on zaczął ryć soczewką okręgi na płycie. Tak załatwił mi dwie płyty DVD-R.. Wykonałem masę telefonów, do dystrybutora, serwisu RAGZ i Centrali Serwisowej „Tele Radio Video”.
Poradzono mi... oddać ponownie sprzęt do serwisu. Do tego odbierająca telefon w Gdyni (centrala serwisowa) kobieta była strasznie chamowata! Zaproponowała mi, że jak mi się nie podoba serwis RAGZ to mogę do nich wysłać sprzęt... na własny koszt. Paranoja, że mam jeszcze dopłacać do sprzętu na gwarancji koszta transportu. Stwierdziła, że inaczej by im się nie opłacało, że tak teraz jest, że takie są zalecenia i wytyczne producentów i dystrybutorów sprzętu. O czymś takim jak gwarancja door-to-door nie słyszała. Stwierdziłem, że nie mam zamiaru do tego interesu dopłacać, że mogę wysłać, ale pod warunkiem, że mi potem te koszta oddadzą. Odpowiedź była taka, że jak mi się nie podoba to proszę iść do RAGZ i się Pani wyłączyła. Pani z biura DSV powiedziała, że to dziwne i poleciła mi, abym skontaktował się z dyrektorem „Tele Radio Video” p. Tadeuszem Wernerem (nazwisko podaję ponieważ na tego pana zarejestrowana jest wspomniana firma). Ale on w pracy miał być dopiero w poniedziałek 4 kwietnia. Podziękowałem i zawiozłem sprzęt do RAGZ. Zostawiłam tam całość plus wspomniane dwie zniszczone płyty. Po powrocie do domu wysłałem parę maili z kopiami, jak wcześniej. Wykonałem kolejny telefon do DSV i Pani powiedziała mi, że też przekazała sprawę p. Wernerowi i w razie czego RAGZ prześle mój odtwarzacz do ich serwisu.
W poniedziałek zadzwoniłem do p. Wernera z „Tele Radio Video”. Sprawę zna, ale okazało się, że z tego co on wie... mój odtwarzacz jest już naprawiony przez RAGZ i nie będzie do nich przesyłany. Ehhh....
Zapytałem też o kilka szczegółowych informacji, których udzielono mi w Federacji Konsumenckiej. Pan się zdziwił i powiedział, że wcale nie mają obowiązku wymiany sprzętu na nowy po drugiej naprawie. Sprzęt będzie naprawiany do momentu aż będą dostępne części i będzie to opłacalne. Wymienić mi mogą wtedy gdyby naprawa była nieopłacalna lub... zabrakłoby części. Więc nie wiem już jak to jest z tym, że po 2 naprawie tego samego elementu mam prawo żądać wymiany nowego sprzętu, a po 3 zwrotu gotówki.
No i poruszyłem też sprawę danych teleadresowych podawanych na stronach DSV i Centrali „Tele Radio Video” dotyczących RAGZ. Pomimo moich uwag do dziś widnieje tam adres ulicy Okrężnej.
W dniu 4 kwietnia, koło południa zadzwoniono do mnie z RAGZ z informacją, że... sprzęt jest naprawiony i czeka do odbioru. Pojechałem... Kolejna niespodzianka – panie wpadły w popłoch, bo okazało się, że mojego sprzętu nie ma, że został wysłany do Gdyni. No to mówię, że miałem rano telefon od nich, że sprzęt czeka do odbioru. Zdziwienie – więc pokazuje telefon i połączenia przychodzące. Jedna z Pań mówi, że to... nie ich numer. Długo nie myśląc oddzwaniam i odzywa się automat: „Serwis RAGZ, pracujemy bla bla bla”. Okazało się, że to jednak jest ich numer. 2, 3, 4, 5 minut... panie obie wracają z poszukiwania mojego odtwarzacza. Mówią, że miał rzeczywiście zostać wysłany do Centrali w Gdyni, ale po konsultacji techników stwierdzono, że jest ok. Wszystko super myślę. Była już 17, więc serwis zamykany, ale poprosiłem czy mogę sprawdzić jak działa. Wydawało mi się, że w porządku. Towar zapakowałem i wróciłem do domu.
Odczekałem godzinkę, aby się zagrzał, bo chłodno dziś i wilgotno. Podłączam, chce coś obejrzeć. Ale profilaktycznie po zakończeniu oglądania oglądam spody płyt. W domowym świetle coś mi się wydało podejrzane. Ochuchałem płytkę jak okulary i ukazał mi się piękny aczkolwiek delikatny okręg wyryty najprawdopodobniej przez soczewkę. Coś pięknego, druga naprawa i w zasadzie nic nie zostało zrobione. Jedynie wyeliminowano fakt, iż płyta nie wpada w takie drgania, jak początkowo. Reasumując druga naprawa (regulacja) nic nie dała. Po wyjęciu płyty prawie nic nie widać, ale po obejrzeniu nośnika pod lampką (halogen na biurku + lekko ochuchałem do zdjęć) widać delikatne otarcia... Zresztą zamieszczam poniżej zdjęcia.
Posłałem znów listy, załączyłem zdjęcia. Czekam na rozwój sytuacji. Ale jak widzę i czuję jestem kompletnie olewany. Ja jestem tylko jednym klientem, myślę, że takich mają wielu....
Przepraszam za chaos, jaki wdarł się do mojej opowieści. Ale niech każdy się dwa razy zastanowi, jaki kupuje sprzęt i do jakiego serwisu go oddaje. W moim przypadku wygląda na to, że są to moje ciężko zarobione pieniądze wyrzucone w błoto. Których nikt mi nie wróci. Jeśli ktoś chciałby jakoś pomóc to zapraszam do kontaktu. Mam w domu 20 letni gramofon Pioneera, ciut młodszy magnetofon i 6 letni amplituner. Działają znakomicie. Dwa pierwsze sprzęty mają napisane „Made in Japan”. Nowy DVD wyprodukowali na Tajwanie. Star dobry Denon to z kolei teraz „Made in China”...
Smutne to to.


A na koniec obiecane zdjęcia:

przed naprawą (pomiędzy pierwszą, a drugą naprawą)






















po (drugiej) naprawie