sobota, 24 lipca 2010

John Steinbeck - Grona gniewu, książka na wakacje

Tego autora chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. John Steinbeck, bo o nim mowa w 1939 roku zasłyną właśnie tą książką. Grona gniewu (The Grapes of Wrath)opowiadają historię amerykańskiej rodziny zmuszonej do opuszczenia Oklahomy z powodu fatalnej sytuacji ekonomicznej. Akcja powieści toczy się oczywiście w Stanach, w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego. Fabuły zdradzał nie będę, ale warto po nią sięgnąć. Nawet jeśli już raz ją czytaliśmy to nie zaszkodzi jej ponownie odświeżenie.
Tym bardziej, że aura za oknem idealnie współgra z tą opisywaną w książce. To bodajże najlepsza powieść tego autora i absolutne arcydzieło literatury amerykańskiej XX wieku. Jeśli chodzi o samego Steinbecka to na szczególną uwagę zasługuje też Na wschód od Edenu (East of Eden), wydana w 1952 roku. Według licznych krytyków to właśnie ona uznawana za najwybitniejsze dzieło tego pisarz, zaś jej akcja jest umieszczona w miejscu, gdzie tenże spędził lata młodości. Co by nie było, podczas wakacyjnego leniuchowania warto sięgnąć po dobrą literaturę. Więc czemu nie miałby być to Steinbeck?

wtorek, 20 lipca 2010

Porcupine Tree, Wytwórnia, Łódź 17 lipca 2010


To był wieczór... Minęły od już ponad trzy dni, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie... Było czarująco, niesamowicie, po prostu przepięknie i przede wszystkim muzycznie. Była to trzecia wizyta Porcupine Tree w naszym mieście, ale mam nadzieję, że Jeżozwierze będą teraz częściej do nas zaglądać.... :)

Ja wciąż, od soboty nie mogę zebrać swoich myśli. Ale zapraszam do przeczytania relacji autorstwa Tomka Ostafińskiego, która znajduje się na stronach Artrocka. Znajdują się tam też zdjęcia mojego autorstwa. Nie mniej przepraszam za jakość... Generalnie poszedłem tam przecież dla muzyki, a nie dla robienia zdjęć ;)

Aha, zamieszczam też pełną sobotnią set-listę:

Occam's Razor
Blind House
Great Expectations
Kneel and Disconnect
Drawing The Line
Hatesong
Pure Narcotic
Russia On Ice (part I)
Anesthetize (part II)
Dark Matter

(dziesięciominutowa przerwa)

Time Flies
Degree Zero Of Liberty
Octane Twisted
The Seance
Circle Of Manias
Buying New Soul
Way Out Of Here
Normal
Bonnie The Cat
(bis)
Trains

czwartek, 1 lipca 2010

Józef Skrzek - Wojna Światów

Każdy szanujący się fan muzyki powinien znać tego znakomitego artystę i multiinstrumentalistę chociażby z zespołu SBB oraz grupy Czesława Niemena (m.in. wspólny, genialny album Ode to Venus z 1973 roku). Józef Skrzek, bo o nim mowa to jeden z moich ulubionych artystów i to nieważne, w jakim projekcie się udziela. Dzisiaj zwrócę się ku jego solowej twórczości, którą nieprzerwanie, począwszy od 1979 roku (album Pamiętnik Karoliny) kontynuuje. Mimo upływu lat, jego muzyczna twórczość ciągle ewoluuje i naprawdę nieraz mocno zaskakuje. Podobnie jak w przypadku SBB najbardziej cenię - choć to nie jest dobre słowo, bo wszystkie jego płyt są godne uwagi - wczesne albumy.
W moim odczuciu jedną z najlepszych płyt w solowym dorobku Skrzeka, jak i całej polskiej muzyki lat ’80 jest album Wojna Światów – Następne Stulecie. Dzisiaj niestety jest to album trochę zapomniany. O ile wiem na CD (jako osobne wydawnictwo) wznawiany był tylko raz (Yesterday, 2005). Znalazł się także w dwudziestopłytowym boksie-antologii artysty zatytułowanym Viator 1973-2007 (Metal Mind, 2007), uzupełniony o liczne dodatki. Ja do dzisiaj dysponuję tylko LP (Muza, 1981). Na szczęście płyta ma się bardzo dobrze. Wiem, że było też jedno wydanie kasetowe. Niestety nie pamiętam, kiedy się ukazało i kto je wydał. Jak mniemam była to zapewne Muza Polskie Nagrania i musiało to być gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. To tyle słowem wstępu.

Jak napisano na okładce, jest to muzyka do filmu w reżyserii Piotra Szulkina z 1981 roku o tym samym tytule. Na rewersie koperty wyjaśniono, iż część kompozycji nie pochodzi z filmu, lecz jest inspirowana jego treścią. W samym filmie kilka razy pojawia się sam Skrzek, jako lider zespołu... The Instant Glue. Film Szulkina jest całkiem dobry, a fabuła daje do myślenia. Widziałem go dwa razy, ostatnio chyba trzy lub cztery lata temu. Główną rolę Iron Idema gra niezastąpiony Roman Wilhelmi. Film ma nieco pokręconą fabułę, zwłaszcza przy końcu. Pisząc w skrócie i jednocześnie nie zdradzając szczegółów: na Ziemię przybywają przedstawiciele bardziej rozwiniętej cywilizacji z Marsa. Marsjanie deklarują, że jedyne, czego chcą to miłość i... ludzka krew. Ale fabuła idzie dalej, jest głębsza. Obraz ukazuje wpływ mediów na rzeczywistość, na sposób jej kreowania - zamiast prezentowania. Media i władze agresywnie współpracują z najeźdźcami - organizują aparat przymusowego oddawania krwi i zapewniania Marsjanom miłości przez pozbawienie ludzi tego, co kochali do tej pory. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję zobaczyć ten film to polecam. Poza Wilhelmim pozostała obsada jest też doborowa: Janda, Dykiel, Tym, Walczewski, Gajos, Pyrkosz. Film powstał jako komentarz do sytuacji politycznej i medialnej w roku 1981, jednak mimo upływu ćwierć wieku jego aktualność rośnie zamiast maleć. Jego premiera odbyła się dwa lata później, zimą 1983 roku.
Płyta została wydana wcześniej, można powiedzieć, że od razu. Z racji stanu wojennego (chyba) wszystkie egzemplarze Wojny Światów posiadają tzw. okładki zastępcze. O co chodzi? Ponieważ był problem z papierem i ogólna sytuacja gospodarcza państwa była dosyć kryzysowa, postanowiono używać okładek dwa razy. Był to swoisty socrealistyczny recykling. Te które były już wydrukowane drukowano na nowo, po drugiej stronie. I tym sposobem, moja Wojna... została wydana w okładce od LP Bractwa Kurkowego. Wiem, że były też egzemplarze wydane w okładkach przerobionych z płyt Violetty Villas oraz Ireny Santor. Papier nie jest najlepszej jakości, podobnie z drukiem. Do myślenia daje fakt, że okładka drukowana była tylko czarnym drukiem, natomiast Bractwo, czy Cieślak (prawdziwe nazwisko VV) posiadają okładki w pełnym kolorze. Ale cud, że to w ogóle wyszło. Teraz to prawdziwe unikaty; patrząc nawet na półki komisów płytowych czy serwisy aukcyjne to ta płyta Skrzeka jest najciężej zdobywalną. A kupić ją jeszcze w przyzwoitej jakości to podwójny sukces.

Wśród jedenastu utworów można wyłowić tutaj naprawdę genialne fragmenty. LP dobrze współgra jako ścieżka dźwiękowa, czy raczej jak pisałem: uzupełnienie filmu... de facto zainspirowane nim samym. Nie mając pojęcia o istnieniu obrazu, można spokojnie podejść do niej jako do osobnego, pełnowartościowego dzieła. Trzeba też podkreślić, że nie jest to do końca solowa płyta Skrzeka. Mimo, że sygnowana jest jego nazwiskiem pojawia się tam grono zacnych muzyków, m.in. Jan "Kyks" Skrzek - brat Józefa grający tradycyjnie na harmonijce, perkusista Hubert Rutkowski oraz Tomasz Szukalski - jeden z najbardziej utalentowanych polskich saksofonistów. Główny kompozytor, czyli Skrzek poza wokalami gra tutaj na fortepianie, moogach, syntezatorach i gitarze basowej. Na longplayu słychać wyraźne echa rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jazzu i muzyki elektronicznej. Kosmiczna elektronika w fantastyczny sposób łączy się tutaj z saksofonowymi partiami. Te dźwięki mienią się najróżniejszymi, najbardziej pastelowymi kolorami. Śmieszą mnie takie wypowiedzi, że album ten nie należy do ważnych w dorobku Skrzeka, ale potwierdza jego wszechstronne umiejętności jako muzyka rockowego. To jak pisałem nie tylko jedna z najlepszych płyt tego niezwykłego i eklektycznego artysty, ale ważna płyta w polskiej muzyce nie tylko tej z przed trzydziestu lat.