wtorek, 5 października 2010

Coma nie zapadła w śpiączkę

Excess oraz Symfonicznie, dwie nowe płyty.

Łódzka Coma to w chwili obecnej, obok Riverside jeden z najoryginalniejszych polskich zespołów rockowych. Artystycznym poziomem dorównuje im chyba tylko Kapela ze Wsi Warszawa i Anita Lipnicka – choć to trochę inna muzyka. Ale jeśli jesteśmy przy dyskusji
o kondycji polskiej muzyki i padło nazwisko Anity to grzechem byłoby gdybym nie wspomniał, że jej ostatnia płyta (Hard Land of Wonder), wydana w ubiegłym roku w moim subiektywnym podsumowaniu roku zmiotła z pola widzenia wszelkie inne wydawnictwa wydane w 2009 – w ogóle, nie tylko te z rodzimego rynku. Powróćmy jednak do Comy.
Tej jesieni grupa przygotowała dla swoich fanów podwójną ucztę. Na początku września ukazał się anglojęzyczny album Excess na którym znalazło się dziewięć kompozycji z albumu Hipertrofia (2008), ostatniego studyjnego dzieła zespołu, tym razem zaśpiewanych po angielsku oraz trzy dodatkowe, premierowe utwory. Płyta ma być pierwszym ukłonem grupy i wydawcy do spopularyzowania Comy zagranicą. Póki co album dostępny jest wyłącznie u wydawcy-dystrybutora, firmy Mystic, a do europejskiej sprzedaży trafi w połowie października.

Jeśli chodzi o sam album to mam nieco mieszane odczucia. Przede wszystkim Comę zawsze postrzegałem przez pryzmat świetnych tekstów, osadzonych w znakomitej muzyce. Z nowym anglojęzycznym dziełem jest trochę inaczej. Może nie tyle, że trudno jest wgryźć się w te teksty czy zrozumieć ich przekaz, bo przecież znam ich polskie odpowiedniki, a z drugiej strony język angielski nie jest czymś egzotycznym, lecz z przykrością stwierdzam, że dla mnie ta płyta pozbawiona jest duszy, tego czegoś wyjątkowego obecnego na wcześniejszych wydawnictwach. Jestem ciekaw jak album zostanie odebrany w "krajach docelowych". Szczerze powiedziawszy nie wiem jak zespół sobie to wyobraża. Od teraz zacznie nagrywać każdą płytę podwójnie: po polsku i angielsku? Owszem są polskie zespoły śpiewające po angielsku (i do tego popularne zagranicą), jak np. Behemoth, Vader czy wspomniany na początku Riverside. Ale one zawsze śpiewały po angielsku. Z Comą jest inaczej i właśnie jeśli chodzi o teksty to w tym wypadku język polski pasował do nich najlepiej, bo muzyka przecież sama się obroni. Podobnie jak Rammstein silnie związany jest ze swoją "niemieckością". Ich kompozycje śpiewane w innym języku niż niemiecki tracą na jakości, na swej energii oraz mocy.
Dobrze, daje już spokój tekstom, a przejdę do muzyki. Ta jest znakomita i niewiele różni się od tej z Hipertrofii. W połączeniu z całością, tj. słowa plus muzyka najlepiej wypadają: "Transfusion", "Afternoons In The Colour Of Lemon" i "Eckhart".
Szkoda tylko, że jest tutaj właściwie cząstka macierzystego albumu. Hipertrofia jest przecież podwójnym albumem koncepcyjnym, więc tym bardziej nie powinna być skracana. To tak jakby Bitwę pod Grunwaldem Jana Matejki oglądać na wyświetlaczu telefonu.

Druga nowość Comy to płyta Symfonicznie. To już drugi album koncertowy Comy i drugi wydany w tym roku. Tym razem jest to zapis koncertu, który odbył się 23 czerwca ubiegłego roku w Gdańsku na Targu Węglowym. Zespół wystąpił wtedy z towarzyszeniem Orkiestry Symfoników Gdańskich i wykonał najważniejsze utwory w swoim dorobku. Fragment tego występu można zobaczyć jako dodatek do DVD Live. Nowy album reklamowany jest właśnie jako suplement wydawnictwa Live.
Chociaż nie jestem specjalnym miłośnikiem tego typu wydawnictw oraz angażowania orkiestry symfonicznej do tego typu brzmień (z małymi wyjątkami) to album całkiem miło mnie zaskoczył. Na pewno bardziej niż się tego spodziewałem. Kompozycje zespołu zostały całkiem dobrze przygotowane i zaaranżowane. Na szczęście odbyło się to z wyczuciem i płyta nie męczy, ani nie zieje z niej przesadny patos. Moim symfonicznym faworytem są "Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców" oraz "Spadam". No i nareszcie w swej ponad dziesięcioletniej karierze Coma doczekała się ładnej oprawy graficznej. To oczywiście kwestia gustu, ale uważam, że do okładek zespół raczej szczęścia nie miał. Szkoda, że do Excess nikt nie pofatygował się o zaprojektowanie nowej szaty graficznej, a jedynie została nieco zmodyfikowana ta już istniejąca, z polskiej wersji albumu.

Grupa trzyma muzyczny poziom, mimo, że trochę się czepiam. Pozostaje wciąż na firmamencie współczesnej polskiej muzyki rockowej. Mam nadzieję, że Europa i reszta świata doceni ten zespół, czego mu szczerze życzę. A sobie życzę, aby póki co Coma nie wydawała dwóch płyt koncertowych na rok, a przysiadła w studiu i szybko powróciła z nowym, świeżym, jak zawsze ambitnym i zaskakującym materiałem.

Reasumując, dla tych co nie lubią czytać - ocena:
Coma – Excess: 7/10
Coma – Symfonicznie: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz