Znana jest już okładka długo wyczekiwanego filmu Insurgentes w reżyserii Lasse Hoile. Insurgentes to dokument nakręcony przez Hoile podczas nagrywania pierwszej solowej płyty Stevena Wilsona. Film pokazywany był dotychczas jedynie w kinach, przy okazji różnych festiwali. Jego fragmenty można zobaczyć też na dysku DVD-Audio albumu Insurgentes. Okładka stylistycznie nawiązuje do klipu nakręconego do utworu "Harmony Korine", który to promował album. A co tu dużo mówić - obie rzeczy odwołują się do filmu Judex (polski tytuł Judex albo zbrodnia doskonała) z 1963 roku, autorstwa Georges Franju. Zresztą jak mówi sam reżyser dokumentu - postać w klipie oraz okładka są hołdem dla Franju. Poniżej sami możecie zobaczyć efekt. Premiera (podwójnego) DVD 27 września br., nakładem Kscope.
A tak na marginesie - w 1914 roku Louis Feuillade oraz scenarzysta Arthur Bernède nakręcili pierwowzór Judexa, którego premiera odbyła się w roku 1916 (wojna opóźniła premierę), a rok później jego kontynuację La Nouvelle mission de Judex (Nowa misja Judexa).
środa, 30 czerwca 2010
Insurgentes vs. Judex
Etykiety:
dvd,
film,
Georges Franju,
Harmony Korine,
insurgentes,
judex,
Lasse Hoile,
Steven Wilson
poniedziałek, 28 czerwca 2010
Foals - Total Life Forever
Jakimś dziwnym trafem o ostatnich nowościach dowiaduję się z opóźnieniem. Tak było z Chemicals Brothers, o którym wcześniej pisałem, nowym Faithless, Woven Hand... Wynika to chyba z tego, że miłościwie "informujące" media mają wszystko.... dokładnie tam - jak śpiewał Lech Janerka. Ja nie pozostaję im zresztą dłużnym. Więc jedynym źródłem informacji o świeżych płytkach jest Internet no i czasem najbliższe otoczenie. Ale z tym drugim muzycznie nie zawsze jest mi po drodze. Całe szczęście, że tegoroczne nowości są przez duże N i jeszcze większe S - super.
Jedną z takich super nowości, jaka zagościła w moich uszach jest nowy krążek chłopaków z Foals, zatytułowany Total Life Forever. Przed dwoma laty zadebiutowali albumem Antidotes i zrobili niezłe spustoszenie w muzycznym świadku nowych, obiecujących zespołów.
Nowa płyta jest jeszcze bardziej apetyczna od debiutu (sic!). Poza warstwą muzyczną i tekstową duża w tym zasługa produkcji oraz studia. Total Life Forever zostało zarejestrowane w Szwecji (w Svenska Grammofon Studios), a producentem był Luke Smith. To dla mnie największa zagadka, bo debiut produkował David A. Sitek, którego uważam za całkiem zdolnego fachowca konsolety. Smithowi produkcja wyszła naprawdę świetnie, album brzmi klarownie, głęboko; nie zawaham się użyć słowa, że "mięsiście". Jakby powiedział T.S. Eliot: żaden dźwięk nie jest tutaj zmarnowany. Z winyla musi brzmieć jeszcze potężniej. Patrząc na młode zespoły (tutaj średnia wieku to około 24 lat) to nie jest to zjawisko tak powszechne jak mogłoby się wydawać.
Jedenaście utworów, pięćdziesiąt minut muzyki i prawie same, potencjalne przeboje oraz jeden uroczy przerywnik - "Fugue". Słychać tutaj wyraźne inspiracje takimi zespołami jak The Cure, Joy Division, New Order czy nawet U2 i Talking Heads. Ale nie ma mowy o jakimkolwiek kopiowaniu kogokolwiek. Fajne połączenie zadziornego punka z ciut delikatniejszą elektroniką. Spotkałem się z opiniami, że to kolejny zespół nurtu new rave. Cokolwiek to jest... Znaczy się wiem co to jest, ale takie gatunki (ekhem) to wymysły idiotów z "NME". Najlepsze z najlepszych momenty tej płyty to: tytułowe "Total Life Forever", "Spanish Sahara" i "Alabaster".
Ja trafiłem na edycję deluxe, zawierającą jeszcze jeden krążek. Trwa on nieco ponad 25 minut i jest wspaniałym dopełnieniem całości. Zawiera inne wersje utworów, dźwiękowe przerywniki, czyli jednym słowem to co nie weszło na płytę, a... jest naprawdę niezłe i z czego najbardziej radują się fani.
Moja ocena to 8, ale dwa punkty dodaję od serca... bo to płyta nagrana od serca, z dala od komercyjnej chałtury pokroju Lady Gagi. Tak więc klamka zapadła, z czystym sumieniem daje 10/10.
A przy okazji nowej płyty, warto odświeżyć sobie wcześniejszą.
Teraz nie pozostaje nic innego jak włączyć ponownie Total... i czekać dwa lata (oby tylko nie dłużej) na nowe dzieło piątki z Oxfordu.
Jedną z takich super nowości, jaka zagościła w moich uszach jest nowy krążek chłopaków z Foals, zatytułowany Total Life Forever. Przed dwoma laty zadebiutowali albumem Antidotes i zrobili niezłe spustoszenie w muzycznym świadku nowych, obiecujących zespołów.
Nowa płyta jest jeszcze bardziej apetyczna od debiutu (sic!). Poza warstwą muzyczną i tekstową duża w tym zasługa produkcji oraz studia. Total Life Forever zostało zarejestrowane w Szwecji (w Svenska Grammofon Studios), a producentem był Luke Smith. To dla mnie największa zagadka, bo debiut produkował David A. Sitek, którego uważam za całkiem zdolnego fachowca konsolety. Smithowi produkcja wyszła naprawdę świetnie, album brzmi klarownie, głęboko; nie zawaham się użyć słowa, że "mięsiście". Jakby powiedział T.S. Eliot: żaden dźwięk nie jest tutaj zmarnowany. Z winyla musi brzmieć jeszcze potężniej. Patrząc na młode zespoły (tutaj średnia wieku to około 24 lat) to nie jest to zjawisko tak powszechne jak mogłoby się wydawać.
Jedenaście utworów, pięćdziesiąt minut muzyki i prawie same, potencjalne przeboje oraz jeden uroczy przerywnik - "Fugue". Słychać tutaj wyraźne inspiracje takimi zespołami jak The Cure, Joy Division, New Order czy nawet U2 i Talking Heads. Ale nie ma mowy o jakimkolwiek kopiowaniu kogokolwiek. Fajne połączenie zadziornego punka z ciut delikatniejszą elektroniką. Spotkałem się z opiniami, że to kolejny zespół nurtu new rave. Cokolwiek to jest... Znaczy się wiem co to jest, ale takie gatunki (ekhem) to wymysły idiotów z "NME". Najlepsze z najlepszych momenty tej płyty to: tytułowe "Total Life Forever", "Spanish Sahara" i "Alabaster".
Ja trafiłem na edycję deluxe, zawierającą jeszcze jeden krążek. Trwa on nieco ponad 25 minut i jest wspaniałym dopełnieniem całości. Zawiera inne wersje utworów, dźwiękowe przerywniki, czyli jednym słowem to co nie weszło na płytę, a... jest naprawdę niezłe i z czego najbardziej radują się fani.
Moja ocena to 8, ale dwa punkty dodaję od serca... bo to płyta nagrana od serca, z dala od komercyjnej chałtury pokroju Lady Gagi. Tak więc klamka zapadła, z czystym sumieniem daje 10/10.
A przy okazji nowej płyty, warto odświeżyć sobie wcześniejszą.
Teraz nie pozostaje nic innego jak włączyć ponownie Total... i czekać dwa lata (oby tylko nie dłużej) na nowe dzieło piątki z Oxfordu.
Etykiety:
2010,
foals,
nowa plyta,
recenzja,
Total Life Forever
wtorek, 22 czerwca 2010
(Subiektywne) 100 ukochanych utworów
Poniżej przedstawiam listę swoich 100 ukochanych utworów. Wbrew pozorom wybór był naprawdę trudny i raczej powiedziałbym, że jest ich "tylko sto" niż "aż sto".
Moja setka na teraz i na zawsze. I nie ma co się do końca numerkami sugerować.
1. Joni Mitchell - Come in from the Cold (Night Ride Home, 1991)
2. Porcupine Tree - Blacket Eyes (In Absentia, 2002)
3. The Who - Baba O'Riley (Who's Next, 1971)
4. ABBA - Eagle (The Album, 1977)
5. Marillion - Kayleigh (Misplaced Childhood, 1985)
6. Portishead - Silence (Third, 2008)
7. The Beach Boys - God Only Knows (Pet Sounds, 1966)
8. Peter Hammill - A Way Out (Out of Water, 1990)
9. Nick Drake - Pink Moon (Pink Moon, 1972)
10. SBB - Walkin' Around The Stormy Bay (Welcome, 1971)
11. Steven Wilson - Veneno Para Las Hadas (Insurgentes, 2009)
12. ABBA - Summer Night City (bonus Voulez-Vous, 1979)
13. Joy Division - She's Lost Control (Unknown Pleasures, 1979)
14. Led Zeppelin - Whole Lotta Love (II, 1969)
15. The Who - Behind Blue Eyes (Who's Next, 1971)
16. Neu! - Hallogallo (Neu!, 1972)
17. Donna Summer - Love to Love You Baby (Love to Love You Baby, 1975)
18. Thom Yorke - Black Swan (The Eraser, 2006)
19. ABBA - The Day Before You Came (bonus The Visitors, 1981)
20. Pink Floyd - Echoes (Meddle, 1971)
21. Marillion - This Is The 21st Century (Anoraknophobia, 2001)
22. The Rolling Stones - You Can't Always Get What You Want (Let It Bleed, 1969)
23. Kate Bush - Cloudbusting (Hounds of Love, 1985)
24. No-Man - Photographs in Black and White (Together We're Stranger, 2003)
25. Depeche Mode - Never Let Me Down Again (Music for the Masses, 1987)
26. Massive Attack - Teardrop (Mezzanine, 1998)
27. Tori Amos - Strange Little Girls (Strange Little Girls, 2001)
28. Simon Dupree and the Big Sound - Kities (Part of My Past / (singiel) 1967)
29. U2 - I Still Haven't Found What I'm Looking For (The Joshua Tree, 1987)
30. Czesław Niemen - Bema pamięci żałobny rapsod (Enigmatic, 1970)
31. Led Zeppelin - Black Dog (IV, 1971)
32. Bill Fay - Garden Song (Bill Fay, 1970)
33. Wire - The 15th (154, 1979)
34. Basia - Copernicus (London Warsaw New York, 1989)
35. The Cure - A Forest (Seventeen Seconds, 1980)
36. Portishead - Mysterons (Dummy, 1994)
37. Massive Attack - Protection (Protection, 1994)
38. Meshuggah - New Millenium Cyanide Christ (Chaosphere, 1998)
39. Led Zeppelin - Stairway To Heaven (IV, 1971)
40. M.I.A. - Bucky Done Gun (Arular, 2005)
41. Blackfield - Where Is My Love? (Blackfield II, 2007)
42. Anita Lipnicka - Hungry Feast of Love (Hard Land of Wonder, 2009)
43. Massive Attack - Angel (Mezzanine, 1998)
44. Radiohead - Pyramid Song (Amnesiac, 2001)
45. Linda Perhacs - Chimacum Rain (Parallelograms, 1970)
46. Electric Light Orchestra - Twilight (Time, 1981)
47. Porcupine Tree - Buy New Soul (Recordings, 2001)
48. Sade - By Your Side (Lovers Rock, 2000)
49. O.M.D. - Electricity (Orchestral Manoeuvres in the Dark, 1980)
50. Nine Inch Nails - Closer (The Downward Spiral, 1994)
51. Led Zeppelin - Communication Breakdown (I, 1969)
52. Gorillaz - Feel Good Inc. (Demon Days, 2005)
53. Amy Macdonald - Don't Tell Me That It's Over (A Curious Thing, 2010)
54. The Prodigy - Breathe (The Fat of the Land, 1997)
55. Björk - Hidden Place (Vespertine, 2001)
56. Goldfrapp - Crystalline Green (Black Cherry, 2002)
57. Marillion - Easter (Seasons End, 1989)
58. Anita Lipnicka - Pokochaj siebie (Moje oczy są zielone, 2000)
59. Anita Lipnicka - Ballada dla Śpiącej Królewny (Moje oczy są zielone, 2000)
60. Yes - Roundabout (Fragile, 1971)
61. Missy Elliott - Lose Control, (The Cookbook, 2005)
62. Kraftwerk - Das Model (Die Mensch-Maschine, 1978)
63. Sister Sledge - We Are Family (We Are Family, 1976)
64. Grace Jones - I've Seen That Face Before (Libertango) (Nightclubbing, 1981)
65. Dream Theater - Scene Six: Home (Metropolis Pt. 2: Scenes from a Memory, 1999)
66. M.I.A. - Jimmy (Kala, 2007)
67. Reni Jusis - Ostatni raz (nim zniknę) (Trams Misja, 2003)
68. Placebo - Without You I'm Nothing (Without You I'm Nothing, 1998)
69. Michael Jackson - Beat It (Thriller, 1983)
70. Coldplay - Fix You (X&Y, 2005)
71. R.E.M. - All The Way To Reno (You're Gonna Be A Star) (Reveal, 2001)
72. The Sisters of Mercy - More (Vision Thing, 1990)
73. The Doors - Riders on the Storm (L.A. Woman, 1971)
74. Cold War Kids - Hang Me Up to Dry (Robbers & Cowards, 2006)
75. Freddy Mercury - Living On My Own (Mr. Bad Guy, 1985)
76. Laurie Anderson - Blue Lagoon (Mister Heartbreak, 1984)
77. Peter Gabriel - Sledgehammer (So, 1986)
78. Brece Springsten - Dancing in the Dark (Born in the U.S.A., 1984)
79. Portishead - Threads (Third, 2008)
80. King Crimson - Epitaph (In the Court of the Crimson King, 1969)
81. Jan Garbarek - Red Wind (Visible World, 1996)
82. Tears For Fears - Sowing the Seeds of Love (The Seeds of Love, 1989)
83. Brece Springsten - Born in the U.S.A. (Born in the U.S.A., 1984)
84. Aphrodite's Child - Babylon (666, 1972)
85. Jon & Vangelis - I'll Find My Way Home (The Friends of Mr Cairo, 1981)
86. Ultravox - Vienna (Vienna, 1980)
87. The Legendary Pink Dots - A Velvet Resurrection (From Here You'll Watch the World Go By, 1995)
88. Republika - Halucynacje (Nowe Sytuacje, 1983)
89. Lady Pank - Kryzysowa narzeczona (Lady Pank, 1983)
90. Opeth - Deliverance (Deliverance, 2002)
91. Tim Bowness - Last Year's Tattoo (My Hotel Year, 2004)
92. Queen - Another One Bites The Dust (The Game, 1980)
93. Frankie Goes to Hollywood - Relax (Welcome to the Pleasuredome, 1984)
94. Quidam - Sanktuarium (Quidam, 1996)
95. Midge Ure - If I Was (The Gift, 1985)
96. Rammstein - Engel (Sehnsucht, 1997)
97. Justyna Steczkowska - Grawitacja (Dziewczyna szamana, 1996)
98. Dorota Miśkiewicz - Pragnę być jeziorem (Pod rzęsami, 2005)
99. Dezerter - Najprościej jest nie myśleć (Ile procent duszy?, 1994)
100. Banda i Wanda - Nie będę Julią (Banda i Wanda, 1984)
Moja setka na teraz i na zawsze. I nie ma co się do końca numerkami sugerować.
1. Joni Mitchell - Come in from the Cold (Night Ride Home, 1991)
2. Porcupine Tree - Blacket Eyes (In Absentia, 2002)
3. The Who - Baba O'Riley (Who's Next, 1971)
4. ABBA - Eagle (The Album, 1977)
5. Marillion - Kayleigh (Misplaced Childhood, 1985)
6. Portishead - Silence (Third, 2008)
7. The Beach Boys - God Only Knows (Pet Sounds, 1966)
8. Peter Hammill - A Way Out (Out of Water, 1990)
9. Nick Drake - Pink Moon (Pink Moon, 1972)
10. SBB - Walkin' Around The Stormy Bay (Welcome, 1971)
11. Steven Wilson - Veneno Para Las Hadas (Insurgentes, 2009)
12. ABBA - Summer Night City (bonus Voulez-Vous, 1979)
13. Joy Division - She's Lost Control (Unknown Pleasures, 1979)
14. Led Zeppelin - Whole Lotta Love (II, 1969)
15. The Who - Behind Blue Eyes (Who's Next, 1971)
16. Neu! - Hallogallo (Neu!, 1972)
17. Donna Summer - Love to Love You Baby (Love to Love You Baby, 1975)
18. Thom Yorke - Black Swan (The Eraser, 2006)
19. ABBA - The Day Before You Came (bonus The Visitors, 1981)
20. Pink Floyd - Echoes (Meddle, 1971)
21. Marillion - This Is The 21st Century (Anoraknophobia, 2001)
22. The Rolling Stones - You Can't Always Get What You Want (Let It Bleed, 1969)
23. Kate Bush - Cloudbusting (Hounds of Love, 1985)
24. No-Man - Photographs in Black and White (Together We're Stranger, 2003)
25. Depeche Mode - Never Let Me Down Again (Music for the Masses, 1987)
26. Massive Attack - Teardrop (Mezzanine, 1998)
27. Tori Amos - Strange Little Girls (Strange Little Girls, 2001)
28. Simon Dupree and the Big Sound - Kities (Part of My Past / (singiel) 1967)
29. U2 - I Still Haven't Found What I'm Looking For (The Joshua Tree, 1987)
30. Czesław Niemen - Bema pamięci żałobny rapsod (Enigmatic, 1970)
31. Led Zeppelin - Black Dog (IV, 1971)
32. Bill Fay - Garden Song (Bill Fay, 1970)
33. Wire - The 15th (154, 1979)
34. Basia - Copernicus (London Warsaw New York, 1989)
35. The Cure - A Forest (Seventeen Seconds, 1980)
36. Portishead - Mysterons (Dummy, 1994)
37. Massive Attack - Protection (Protection, 1994)
38. Meshuggah - New Millenium Cyanide Christ (Chaosphere, 1998)
39. Led Zeppelin - Stairway To Heaven (IV, 1971)
40. M.I.A. - Bucky Done Gun (Arular, 2005)
41. Blackfield - Where Is My Love? (Blackfield II, 2007)
42. Anita Lipnicka - Hungry Feast of Love (Hard Land of Wonder, 2009)
43. Massive Attack - Angel (Mezzanine, 1998)
44. Radiohead - Pyramid Song (Amnesiac, 2001)
45. Linda Perhacs - Chimacum Rain (Parallelograms, 1970)
46. Electric Light Orchestra - Twilight (Time, 1981)
47. Porcupine Tree - Buy New Soul (Recordings, 2001)
48. Sade - By Your Side (Lovers Rock, 2000)
49. O.M.D. - Electricity (Orchestral Manoeuvres in the Dark, 1980)
50. Nine Inch Nails - Closer (The Downward Spiral, 1994)
51. Led Zeppelin - Communication Breakdown (I, 1969)
52. Gorillaz - Feel Good Inc. (Demon Days, 2005)
53. Amy Macdonald - Don't Tell Me That It's Over (A Curious Thing, 2010)
54. The Prodigy - Breathe (The Fat of the Land, 1997)
55. Björk - Hidden Place (Vespertine, 2001)
56. Goldfrapp - Crystalline Green (Black Cherry, 2002)
57. Marillion - Easter (Seasons End, 1989)
58. Anita Lipnicka - Pokochaj siebie (Moje oczy są zielone, 2000)
59. Anita Lipnicka - Ballada dla Śpiącej Królewny (Moje oczy są zielone, 2000)
60. Yes - Roundabout (Fragile, 1971)
61. Missy Elliott - Lose Control, (The Cookbook, 2005)
62. Kraftwerk - Das Model (Die Mensch-Maschine, 1978)
63. Sister Sledge - We Are Family (We Are Family, 1976)
64. Grace Jones - I've Seen That Face Before (Libertango) (Nightclubbing, 1981)
65. Dream Theater - Scene Six: Home (Metropolis Pt. 2: Scenes from a Memory, 1999)
66. M.I.A. - Jimmy (Kala, 2007)
67. Reni Jusis - Ostatni raz (nim zniknę) (Trams Misja, 2003)
68. Placebo - Without You I'm Nothing (Without You I'm Nothing, 1998)
69. Michael Jackson - Beat It (Thriller, 1983)
70. Coldplay - Fix You (X&Y, 2005)
71. R.E.M. - All The Way To Reno (You're Gonna Be A Star) (Reveal, 2001)
72. The Sisters of Mercy - More (Vision Thing, 1990)
73. The Doors - Riders on the Storm (L.A. Woman, 1971)
74. Cold War Kids - Hang Me Up to Dry (Robbers & Cowards, 2006)
75. Freddy Mercury - Living On My Own (Mr. Bad Guy, 1985)
76. Laurie Anderson - Blue Lagoon (Mister Heartbreak, 1984)
77. Peter Gabriel - Sledgehammer (So, 1986)
78. Brece Springsten - Dancing in the Dark (Born in the U.S.A., 1984)
79. Portishead - Threads (Third, 2008)
80. King Crimson - Epitaph (In the Court of the Crimson King, 1969)
81. Jan Garbarek - Red Wind (Visible World, 1996)
82. Tears For Fears - Sowing the Seeds of Love (The Seeds of Love, 1989)
83. Brece Springsten - Born in the U.S.A. (Born in the U.S.A., 1984)
84. Aphrodite's Child - Babylon (666, 1972)
85. Jon & Vangelis - I'll Find My Way Home (The Friends of Mr Cairo, 1981)
86. Ultravox - Vienna (Vienna, 1980)
87. The Legendary Pink Dots - A Velvet Resurrection (From Here You'll Watch the World Go By, 1995)
88. Republika - Halucynacje (Nowe Sytuacje, 1983)
89. Lady Pank - Kryzysowa narzeczona (Lady Pank, 1983)
90. Opeth - Deliverance (Deliverance, 2002)
91. Tim Bowness - Last Year's Tattoo (My Hotel Year, 2004)
92. Queen - Another One Bites The Dust (The Game, 1980)
93. Frankie Goes to Hollywood - Relax (Welcome to the Pleasuredome, 1984)
94. Quidam - Sanktuarium (Quidam, 1996)
95. Midge Ure - If I Was (The Gift, 1985)
96. Rammstein - Engel (Sehnsucht, 1997)
97. Justyna Steczkowska - Grawitacja (Dziewczyna szamana, 1996)
98. Dorota Miśkiewicz - Pragnę być jeziorem (Pod rzęsami, 2005)
99. Dezerter - Najprościej jest nie myśleć (Ile procent duszy?, 1994)
100. Banda i Wanda - Nie będę Julią (Banda i Wanda, 1984)
sobota, 19 czerwca 2010
Porcupine Tree - Atlanta
Słowo wstępu
Jakiś czas temu u Micka Karna, basisty znanego m.in. z zespołu Japan oraz projektu JBK czy współpracy z No-Man, Kate Bush i Gary Numanem (na albumie Dance gra także na saksofonie) zdiagnozowane poważne stadium nowotworu. Niestety leczenie jest bardzo kosztowne, a sam muzyk i jego rodzina boryka się ostatnio z problemami finansowymi.
Kto chce pomóc może wspomóc jego leczenie, przekazując dowolną kwotę. Wszelkie szczegóły znajdują się na stronie Karna. Najłatwiej i najszybciej zrobić to korzystając z systemu PayPal.
Także muzyczni przyjaciele artysty (m.in. Steve Jansen i Midge Ure) zaangażowali się w pomoc. Wytwórnia Burning Shead w specjalnym profilu w serwisie eBay wystawia aukcje z różnymi muzycznymi rarytasami otrzymanymi od artystów. Była m.in. specjalna limitowana edycja Anestethize Porcupine Tree oraz płyta The Resonance Association.
Atlanta
Przed kilkoma dniami, zespół Porcupine Tree opublikował też specjalne koncertowe wydawnictwo zatytułowane Atlanta. Ponad dwugodzinny materiał nagrany podczas koncertu 29 października 2007 roku w klubie Roxy, oczywiście w Atlancie dostępny jest wyłącznie w formie plików mp3 (jakość 320 kbps) i tylko poprzez stronę wytwórni Burning Shed. Kosztuje £8 i wydawnictwo jest o tyle specjalne, że cały dochód zespołu z jego sprzedaży zostanie przeznaczony na walkę Micka Karna z rakiem. Ponadto wytwórnia Burning Shed swoją prowizję z tej dystrybucji przeznaczy na fundację Macmillan Cancer Support.
Zapis koncertu został podzielony na dwie części, tak by było możliwe jego nagranie na płyty CD. Przerwa pomiędzy utworem 8 i 9 została tak wyciszona, aby nagranie na płycie brzmiało profesjonalnie. Oczywiście można słuchać z plików, ale fajne jest sobie całość wypalić i postawić na półce. Tym bardziej, że w pakiecie dostajemy przygotowaną przez Carla Glovera grafikę w formie wysokiej jakości pliku pdf, umożliwiającą samodzielne wydrukowanie okładki.
Muzyka
Koncertu z Atlanty słucha się naprawdę znakomicie. Od kilku dni słucham tego zestawu na zmianę z tym zawartym na wspomnianym wcześniej DVD Anestethize i momentami - chociaż bez obrazu - wypada lepiej. Pod względem utworów oba wydawnictwa są do siebie bardzo podobne. Zresztą pierwotnie to właśnie ten materiał miał zostać wydany jako DVD, dopiero później zapadła decyzja o zmianie na zapis koncertu z holenderskiego Tilburga (zarejestrowany 15 i 16 października 2008 roku). Podoba mi się mix materiału, znakomicie wypada wersja kultowego "Dark Matter".
Dla fanów zespołu prawdziwą gratką jest też pierwszą oficjalna, koncertowa publikacja utworu "A Smart Kid" - jeden z mocniejszych momentów tego występu.
Co tu dużo pisać, warto posłuchać, warto zakupić i pomóc w leczeniu.
Ocena 10/10.
Dobra rozgrzewka tym, którym nie wystarcza ostatnie DVD (lub BluRay) oraz dla tych, którzy wybierają się w przyszłym miesiącu do Łodzi na koncert.
Naprawdę słucha się tego z frajdą (i to podwójną). I miejmy nadzieję, że Mick pokona raka...
Zawartość albumu:
CD 1
1 Fear of a Blank Planet
2 What Happens Now?
3 Sound of Muzak
4 Sentimental
5 Drown With Me
6 Anesthetize
7 Open Car
8 Dark Matter
CD 2
9 Cheating the Polygraph
10 A Smart Kid
11 Blackest Eyes
12 Half-Light
13 Way Out of Here
14 Sleep Together
15 Even Less
16 Halo
Jakiś czas temu u Micka Karna, basisty znanego m.in. z zespołu Japan oraz projektu JBK czy współpracy z No-Man, Kate Bush i Gary Numanem (na albumie Dance gra także na saksofonie) zdiagnozowane poważne stadium nowotworu. Niestety leczenie jest bardzo kosztowne, a sam muzyk i jego rodzina boryka się ostatnio z problemami finansowymi.
Kto chce pomóc może wspomóc jego leczenie, przekazując dowolną kwotę. Wszelkie szczegóły znajdują się na stronie Karna. Najłatwiej i najszybciej zrobić to korzystając z systemu PayPal.
Także muzyczni przyjaciele artysty (m.in. Steve Jansen i Midge Ure) zaangażowali się w pomoc. Wytwórnia Burning Shead w specjalnym profilu w serwisie eBay wystawia aukcje z różnymi muzycznymi rarytasami otrzymanymi od artystów. Była m.in. specjalna limitowana edycja Anestethize Porcupine Tree oraz płyta The Resonance Association.
Atlanta
Przed kilkoma dniami, zespół Porcupine Tree opublikował też specjalne koncertowe wydawnictwo zatytułowane Atlanta. Ponad dwugodzinny materiał nagrany podczas koncertu 29 października 2007 roku w klubie Roxy, oczywiście w Atlancie dostępny jest wyłącznie w formie plików mp3 (jakość 320 kbps) i tylko poprzez stronę wytwórni Burning Shed. Kosztuje £8 i wydawnictwo jest o tyle specjalne, że cały dochód zespołu z jego sprzedaży zostanie przeznaczony na walkę Micka Karna z rakiem. Ponadto wytwórnia Burning Shed swoją prowizję z tej dystrybucji przeznaczy na fundację Macmillan Cancer Support.
Zapis koncertu został podzielony na dwie części, tak by było możliwe jego nagranie na płyty CD. Przerwa pomiędzy utworem 8 i 9 została tak wyciszona, aby nagranie na płycie brzmiało profesjonalnie. Oczywiście można słuchać z plików, ale fajne jest sobie całość wypalić i postawić na półce. Tym bardziej, że w pakiecie dostajemy przygotowaną przez Carla Glovera grafikę w formie wysokiej jakości pliku pdf, umożliwiającą samodzielne wydrukowanie okładki.
Muzyka
Koncertu z Atlanty słucha się naprawdę znakomicie. Od kilku dni słucham tego zestawu na zmianę z tym zawartym na wspomnianym wcześniej DVD Anestethize i momentami - chociaż bez obrazu - wypada lepiej. Pod względem utworów oba wydawnictwa są do siebie bardzo podobne. Zresztą pierwotnie to właśnie ten materiał miał zostać wydany jako DVD, dopiero później zapadła decyzja o zmianie na zapis koncertu z holenderskiego Tilburga (zarejestrowany 15 i 16 października 2008 roku). Podoba mi się mix materiału, znakomicie wypada wersja kultowego "Dark Matter".
Dla fanów zespołu prawdziwą gratką jest też pierwszą oficjalna, koncertowa publikacja utworu "A Smart Kid" - jeden z mocniejszych momentów tego występu.
Co tu dużo pisać, warto posłuchać, warto zakupić i pomóc w leczeniu.
Ocena 10/10.
Dobra rozgrzewka tym, którym nie wystarcza ostatnie DVD (lub BluRay) oraz dla tych, którzy wybierają się w przyszłym miesiącu do Łodzi na koncert.
Naprawdę słucha się tego z frajdą (i to podwójną). I miejmy nadzieję, że Mick pokona raka...
Zawartość albumu:
CD 1
1 Fear of a Blank Planet
2 What Happens Now?
3 Sound of Muzak
4 Sentimental
5 Drown With Me
6 Anesthetize
7 Open Car
8 Dark Matter
CD 2
9 Cheating the Polygraph
10 A Smart Kid
11 Blackest Eyes
12 Half-Light
13 Way Out of Here
14 Sleep Together
15 Even Less
16 Halo
Etykiety:
2010,
atlanta,
mick karn,
płyta,
porcupine tree
piątek, 18 czerwca 2010
M.I.A. - Maya
Pamiętam jak na początku upalnego lata AD 2005 natrafiłem na album Arular. Megakolorowa okładka, wycięty slipcase, pokręcone rytmy z jeszcze bardziej pokręconymi tekstami. Mocna dawka etnicznych brzmień z potężnymi basami runęła z głośników bardziej niż jakakolwiek płyta tamtego roku. Kryła się pod tym pochodząca ze Sri Lanki niewiasta Mathangi "Maya" Arulpragasam. Nieco ponad dwa lata po debiutanckiej płycie ukazał się jej drugi krążek – Kala, który nagrywała między innymi z Timbalandem. Był to sierpień 2007, za oknem było mniej gorąco, ale zawartość Kali rozgrzewała chyba jeszcze bardziej niż Arular.
Artystka na ten rok zaplanowała powrót z nowym materiałem. Premiera nowej płyty za około miesiąc, ale mi było dane zapoznać się z tym materiałem już teraz. Trzecia płyta zatytułowana Maya, a raczej /\/\/\Y/\ na pierwszy rzut ucha jest... dziwna. Na drugi jeszcze bardziej... Nie ma tutaj tak wielu etnicznych i rytmicznych rytmów, które tak dobrze w padały w ucho. Po pierwszym przesłuchaniu czułem się lekko zawiedziony. Przypomniałem sobie co niektórzy mówili, gdy w kwietniu br. M.I.A. wypuściła singiel "Born Free", okraszony dosyć brutalnym i długim (ponad 9 minutowym) wideoklipem. Nie były to najcieplejsze słowa pod adresem tej hip-hopowej damy i jej muzyki. Co bardziej radykalni przewidywali jej rychły koniec. Mnie akurat singiel się spodobał i wpadł w ucho od razu, bardziej niż cała płyta. Odstawiłem ją na jakiś czas i rozpocząłem słuchanie na nowo. I z każdym razem jest lepiej. Teraz, gdy piszę te słowa uważam Maye za kawał naprawdę świetnej, żywej i świeżej muzyki. Płyta wbrew pozorom jest bardziej równa od dwóch poprzedniczek, ale kompletnie od nich inna. Pisząc inna nie mam oczywiście na myśli tego, że M.I.A. wyskoczyła ze swych żółtych bluzeczek oraz zielonych trampek i wskoczywszy w ciężkie, czarne glany zaczęła grać death metal. Nie, możecie być spokojni. Wydaje mi się, iż przysłużyli się temu klubowi producenci, m.in. DJ Diplo i Rusko. To bodajże najbardziej transowy krążek M.I.A., bardziej do kołysania, a mniej do skakania. Przy następnych odsłuchach naprawdę można się nim zachwycić, ale dopiero z czasem okaże się czy nie męczy. Ponieważ nie było jeszcze premiery, słucham z umiarem. Nie chciałbym, aby mi się zawczasu przejadła.
Na koniec zdradzę jeszcze, że wydawnictwo ma mieć niesamowitą oprawę graficzną.
Ogólna ocena 9+/10
Artystka na ten rok zaplanowała powrót z nowym materiałem. Premiera nowej płyty za około miesiąc, ale mi było dane zapoznać się z tym materiałem już teraz. Trzecia płyta zatytułowana Maya, a raczej /\/\/\Y/\ na pierwszy rzut ucha jest... dziwna. Na drugi jeszcze bardziej... Nie ma tutaj tak wielu etnicznych i rytmicznych rytmów, które tak dobrze w padały w ucho. Po pierwszym przesłuchaniu czułem się lekko zawiedziony. Przypomniałem sobie co niektórzy mówili, gdy w kwietniu br. M.I.A. wypuściła singiel "Born Free", okraszony dosyć brutalnym i długim (ponad 9 minutowym) wideoklipem. Nie były to najcieplejsze słowa pod adresem tej hip-hopowej damy i jej muzyki. Co bardziej radykalni przewidywali jej rychły koniec. Mnie akurat singiel się spodobał i wpadł w ucho od razu, bardziej niż cała płyta. Odstawiłem ją na jakiś czas i rozpocząłem słuchanie na nowo. I z każdym razem jest lepiej. Teraz, gdy piszę te słowa uważam Maye za kawał naprawdę świetnej, żywej i świeżej muzyki. Płyta wbrew pozorom jest bardziej równa od dwóch poprzedniczek, ale kompletnie od nich inna. Pisząc inna nie mam oczywiście na myśli tego, że M.I.A. wyskoczyła ze swych żółtych bluzeczek oraz zielonych trampek i wskoczywszy w ciężkie, czarne glany zaczęła grać death metal. Nie, możecie być spokojni. Wydaje mi się, iż przysłużyli się temu klubowi producenci, m.in. DJ Diplo i Rusko. To bodajże najbardziej transowy krążek M.I.A., bardziej do kołysania, a mniej do skakania. Przy następnych odsłuchach naprawdę można się nim zachwycić, ale dopiero z czasem okaże się czy nie męczy. Ponieważ nie było jeszcze premiery, słucham z umiarem. Nie chciałbym, aby mi się zawczasu przejadła.
Na koniec zdradzę jeszcze, że wydawnictwo ma mieć niesamowitą oprawę graficzną.
Ogólna ocena 9+/10
Etykiety:
2010,
hip-hop,
M.I.A. Maya,
muzyka,
nowa płyta,
recenzja
czwartek, 17 czerwca 2010
Kilka płytowych propozycji...
... z ostatnich tygodni. A wybór jest trudny. Nowy Current 93 (i to nie jeden: album Baalstorm, Sing Omega, epka i niby-uzupełnienie albumu Haunted Waves, Moving Graves oraz kolaboracja z Andrew Lilesem), trzypłytowa remasterka Disintegration The Cure, Nadja… No i dalej tak można… Ponieważ o tych i nie tylko o tych wydawnictwach piszę na łamach najnowszej "Dawki Muzyki", tutaj przedstawiam nieco inny ranking. Jeśli to w ogóle można nazwać rankingiem. Ot, co.
Apropo - najnowszy, 4 numer wspomnianej "Dawki Muzyki" powinien ukazać się na dniach. Jak wspomniałem, do najnowszej "DM" napisałem kilka tekstów, w tym m.in. wkładkę poświęconą I.E.M. – jednemu z projektów Stevena Wilsona. Wszystko wskazuje na to, że będzie mi dane pisać teksty i kolejnych "Dawek", co jest dla mnie - nie ukrywam - ogromną przyjemnością.
Jeśli jesteśmy już przy I.E.M. (akronim od słów Incredible Expanding Mindfuck) to przed tygodniem, nakładem holenderskiego ToneFloat ukazał się czteropłytowy box, który jest podsumowaniem tego projektu. Wydawnictwo prezentuje się fantastycznie, płytki zapakowane w okładki imitujące repliki płyt winylowych, a całej antologii towarzyszy przepiękny, sześćdziesięcio stropnicowy album zawierający bardzo klimatyczne zdjęcia. Autorem bookletu jest Carl Glover.
Kto nie zna tego oblicza, jak zawsze eklektycznego Wilsona ma teraz, na nowo szansę się z nim zapoznać. Zawartość boxu to wszystkie wydawnictwa jakie zostały nagrane pod tym szyldem: I.E.M. (1996), An Escalator to Christmas (1999), Arcadia Son (2001) i IEM Have Come For Your Children (2001). Muzyka to najogólniej mówiąc nawiązanie do krautrocka lat '60 i '70. Ale spieszyć się trzeba, gdyż box limitowany jest do 2000 sztuk.
Nową płytę wydał też Pan Sonic – Gravitoni, oraz Chemiczni Bracia. O albumie Further The Chemical Brothers dowiedziałem się dosłownie przed kilkoma dniami i nie mam jeszcze wyrobionego zdania. Nie chcę się też sugerować niczyimi odczuciami. Z tego co zdążyłem już zauważyć to panujący pogląd jest jeden: nuda, nuda, nuda... nic się nie dzieje. Zobaczę jak będzie ze mną. Po pierwszym przesłuchani jest nieźle, ale bez rewelacji. Natomiast w około elektronicznych klimatach świeżutkie LCD Soundsystem (This Is Happening) wbiło mnie w fotel, a fotel wraz ze mną w ścianę. To bodajże najlepsza rzecz, jaką od czasu debiutu pod tym szyldem nagrał James Murphy.
Będąc w domu wracam ostatnio do wczesnego SBB i solowego Skrzeka, głównie do winyli. Powrót do dzieciństwa, podobnie jak z wczesnym "Fishowym" Marillionem i... The Rolling Stones. Przyznaje się, że do Stonsów niegdyś się uprzedziłem. Teraz, dokładnie i po kolei słuchając tych płyt nie jest tak źle. Są albumy naprawdę genialne (Out Of Our Heads, Beggars Banquet czy Let It Bleed z genialnym "You Can't Always Get What You Want"), ale I słabe (Exile On Main Street). Chociaż ta ostatnia jest jak zauważyłem bardzo chwalona przez wyznawców Jaggera i spółki. W drodze, podróżując próbowałem przełknąć nową Anathemę, ale wyjątkowo mi nie wchodzi. W zaciszu domowym także. Za to The Never Ending Way Of OrwarriOR izrealskiego Orphaned Land podoba mi się coraz bardziej. Niestety jeszcze nie tak jak poprzednik Mabool: The Story of the Three Sons of Seven.
I na deser zostały dwie naprawdę mocne pozycje:
Scorn - Refuse; Start Fires. Klasycznie, z klasą i agresją jak na Micka przystało. Drugie danie serwowane jest prosto z Australii. Zwie się Pendulum, a album Immersion. Do momentu aż grupa nie zaprosiła do udziału wspomnianego wcześniej Wilosna nie widziałem o jej istnieniu. To ich trzecia studyjna płyta, a gości na krążku jest więcej. Poza liderem Porcupine Tree jest zespół In Flames oraz Liam Howlett z The Prodigy. Przejdźmy do muzyki, bo to prawdziwy koktajl gatunkowy: elektronika, rock, metal, drum and bass, trance, house, dubstep... Jak to brzmi? Kolokwialnie mówiąc – wali na glebę. Dawno nie słyszałem tak dobrej, pokręconej, ale na swój sposób równej muzyki. Z przyjemnością chciałbym zobaczyć ich na żywo. Szok przeżyłem jak dowiedziałem się, że w pierwszym tygodniu sprzedaży jest to najchętniej kupowany krążek na Wyspach Muzycznych. A muzyka ta do najłatwiejszej nie należy. Poważnie.
Apropo - najnowszy, 4 numer wspomnianej "Dawki Muzyki" powinien ukazać się na dniach. Jak wspomniałem, do najnowszej "DM" napisałem kilka tekstów, w tym m.in. wkładkę poświęconą I.E.M. – jednemu z projektów Stevena Wilsona. Wszystko wskazuje na to, że będzie mi dane pisać teksty i kolejnych "Dawek", co jest dla mnie - nie ukrywam - ogromną przyjemnością.
Jeśli jesteśmy już przy I.E.M. (akronim od słów Incredible Expanding Mindfuck) to przed tygodniem, nakładem holenderskiego ToneFloat ukazał się czteropłytowy box, który jest podsumowaniem tego projektu. Wydawnictwo prezentuje się fantastycznie, płytki zapakowane w okładki imitujące repliki płyt winylowych, a całej antologii towarzyszy przepiękny, sześćdziesięcio stropnicowy album zawierający bardzo klimatyczne zdjęcia. Autorem bookletu jest Carl Glover.
Kto nie zna tego oblicza, jak zawsze eklektycznego Wilsona ma teraz, na nowo szansę się z nim zapoznać. Zawartość boxu to wszystkie wydawnictwa jakie zostały nagrane pod tym szyldem: I.E.M. (1996), An Escalator to Christmas (1999), Arcadia Son (2001) i IEM Have Come For Your Children (2001). Muzyka to najogólniej mówiąc nawiązanie do krautrocka lat '60 i '70. Ale spieszyć się trzeba, gdyż box limitowany jest do 2000 sztuk.
Nową płytę wydał też Pan Sonic – Gravitoni, oraz Chemiczni Bracia. O albumie Further The Chemical Brothers dowiedziałem się dosłownie przed kilkoma dniami i nie mam jeszcze wyrobionego zdania. Nie chcę się też sugerować niczyimi odczuciami. Z tego co zdążyłem już zauważyć to panujący pogląd jest jeden: nuda, nuda, nuda... nic się nie dzieje. Zobaczę jak będzie ze mną. Po pierwszym przesłuchani jest nieźle, ale bez rewelacji. Natomiast w około elektronicznych klimatach świeżutkie LCD Soundsystem (This Is Happening) wbiło mnie w fotel, a fotel wraz ze mną w ścianę. To bodajże najlepsza rzecz, jaką od czasu debiutu pod tym szyldem nagrał James Murphy.
Będąc w domu wracam ostatnio do wczesnego SBB i solowego Skrzeka, głównie do winyli. Powrót do dzieciństwa, podobnie jak z wczesnym "Fishowym" Marillionem i... The Rolling Stones. Przyznaje się, że do Stonsów niegdyś się uprzedziłem. Teraz, dokładnie i po kolei słuchając tych płyt nie jest tak źle. Są albumy naprawdę genialne (Out Of Our Heads, Beggars Banquet czy Let It Bleed z genialnym "You Can't Always Get What You Want"), ale I słabe (Exile On Main Street). Chociaż ta ostatnia jest jak zauważyłem bardzo chwalona przez wyznawców Jaggera i spółki. W drodze, podróżując próbowałem przełknąć nową Anathemę, ale wyjątkowo mi nie wchodzi. W zaciszu domowym także. Za to The Never Ending Way Of OrwarriOR izrealskiego Orphaned Land podoba mi się coraz bardziej. Niestety jeszcze nie tak jak poprzednik Mabool: The Story of the Three Sons of Seven.
I na deser zostały dwie naprawdę mocne pozycje:
Scorn - Refuse; Start Fires. Klasycznie, z klasą i agresją jak na Micka przystało. Drugie danie serwowane jest prosto z Australii. Zwie się Pendulum, a album Immersion. Do momentu aż grupa nie zaprosiła do udziału wspomnianego wcześniej Wilosna nie widziałem o jej istnieniu. To ich trzecia studyjna płyta, a gości na krążku jest więcej. Poza liderem Porcupine Tree jest zespół In Flames oraz Liam Howlett z The Prodigy. Przejdźmy do muzyki, bo to prawdziwy koktajl gatunkowy: elektronika, rock, metal, drum and bass, trance, house, dubstep... Jak to brzmi? Kolokwialnie mówiąc – wali na glebę. Dawno nie słyszałem tak dobrej, pokręconej, ale na swój sposób równej muzyki. Z przyjemnością chciałbym zobaczyć ich na żywo. Szok przeżyłem jak dowiedziałem się, że w pierwszym tygodniu sprzedaży jest to najchętniej kupowany krążek na Wyspach Muzycznych. A muzyka ta do najłatwiejszej nie należy. Poważnie.
środa, 16 czerwca 2010
Mam już bilety!
Dzisiaj udało mi się zakupić bilety na koncert Porcupine Tree w łódzkiej Wytwórni :) Cieszę się ogromnie i już odliczam dni do występu. Jeszcze 31 dni... Ach... Zapowiada się wspaniały wieczór, w znakomitej i doskonałej akustycznie sali.
Taki widok cieszy oczy... i rozgrzewa uszy!
Taki widok cieszy oczy... i rozgrzewa uszy!
Etykiety:
koncerty,
łódź,
porcupine tree,
wytwórnia
poniedziałek, 14 czerwca 2010
The Legendary Pink Dots w Polsce - wrzesień 2010
Obdarzony nieludzkim głosem Prorok Ka-Spel i kultowe Legendarne Różowe Kropki w tym roku ponownie odwiedzą nasz kraj z serią koncertów.
Szczecin - ŚRODA, 22 września
Gdańsk (lub Sopot) - CZWARTEK, 23 września
Bydgoszcz - PIĄTEK, 24 września
Warszawa - SOBOTA 25 września (prawdopodobnie)
Łódź - Niedziela, 26 września
Kraków - Poniedziałek, 27 września
Wrocław - Wtorek, 28 września
Poznań - Środa, 29 września
Wcześniej, bo w lipcu zespół wystąpi na Seven Festival w Węgorzewie.
Warto się wybrać. Sam jestem ciekawy tych koncertów, gdyż LPD występuje obecnie jako trio (Ka-Spel, Silverman i Erik Drost), bez (niestety) Nielsa van Hoorna. Kropkom towarzyszy także dźwiękowiec - Raymond Steeg.
Szczecin - ŚRODA, 22 września
Gdańsk (lub Sopot) - CZWARTEK, 23 września
Bydgoszcz - PIĄTEK, 24 września
Warszawa - SOBOTA 25 września (prawdopodobnie)
Łódź - Niedziela, 26 września
Kraków - Poniedziałek, 27 września
Wrocław - Wtorek, 28 września
Poznań - Środa, 29 września
Wcześniej, bo w lipcu zespół wystąpi na Seven Festival w Węgorzewie.
Warto się wybrać. Sam jestem ciekawy tych koncertów, gdyż LPD występuje obecnie jako trio (Ka-Spel, Silverman i Erik Drost), bez (niestety) Nielsa van Hoorna. Kropkom towarzyszy także dźwiękowiec - Raymond Steeg.
niedziela, 6 czerwca 2010
Miasto na W. - Warszawa
Jedni ją kochają, są nią zafascynowani, drudzy wręcz nienawidzą... Warszawa, stolica. Ja, chociaż jestem z Łodzi zaliczam się bardziej do grupy pierwszej. Nie mam o niej takiej wiedzy jak wybitni varsavianiści. Ale gdzieś, w głębi to miasto jest pociągające i pełne uroku. Ilekroć tam jestem odkrywam coś nowego i mimo, że to w sumie miasto, oddalone od mojego o jakieś 130 kilometrów, nie ma tam gór, morza ani plaży to... lubię tam jeździć. I to bardzo.
Pobudka o 5:00, śniadanie, wiktuały na drogę naszykowane. Dwadzieścia po szóstej idziemy na 96, którego nie ma. Jest 78, wsiadamy jedziemy do Pl.Wolności. Tam Piotrkowską pieszo do Rewolucji 1905 roku. O, 96 się znalazło. Wsiadamy i wysiadamy na Narutowicza przy Teatrze Wielkim. Mamy dużo czasu więc idziemy wolnym krokiem ul. Knychalskiego. Dworzec, zakup biletu i połapanie się jaka spółka PKP obsługuje dany przejazd. Na szczęście dzień wcześniej, w domu zrobiłem rozeznanie. Mamy bilet, pociąg jest już podstawiony więc wsiadamy. Rusza punktualnie o 7:34. Podróż jak na kolej nawet przyjemna i sprawna. Kwadrans po 9 jesteśmy już na Centralnym. Zakup biletu MZK i na przydworcowej pętli wsiadamy w 525. Sobota rano więc ludzi nie ma zbyt dużo, ale to miasto ciągle żyje. Jest naprawdę inne od Krakowa, Łodzi, Wrocławia... Ruszamy, 10 minut, 5 przystanków i już jesteśmy na Placu na Rozdrożu. Pieszo to około 30 minut drogi więc dobrze skorzystać z autobusu (prosto z dworca dojechać też można autobusem linii 514 i tramwajem linii 10; tyle, że od tego drugiego jest trochę dalej). Wejście na górę, mijamy ul. K.L. Agricola i wchodzimy do Łazienek. Wejść można wcześniej tak jak my (pierwsze wejście jest do Ogrodu Botanicznego). Kto chce wejść z majestatem musi przejść jeszcze ok. 100 metrów i wejść tzw. wejściem główny (to to na wprost Chopina). Wejść można wcześniej tak zrobiliśmy to my i dojść to Chopina parkową aleją, a po drodze minąć pomnik Sienkiewicza.
Łazienki Królewskie to temat rzeka. Chodzić i podziwiać tam można godzinami. Poza pięknem natury zabytków jest mnóstwo... m.in. Wodozbiór, Biały Domek, Pałac Myślewicki, Stara i Nowa Pomarańczarnia, Teatr na Wyspie no i oczywiście - Pałac na Wodzie. Chodzić można godzinami. Na chwilkę wyszliśmy z Parku i poszliśmy w Kierunku Myśliwieckiej. Powody były dwa: Zamek Ujazdowski no i siedziba najlepszego radia na świecie, radia na którym się wychowałem - Programu Trzeciego.
Potem udaliśmy się na wzgórze pod Zamek i wróciliśmy dalej do Łazienek. Poza różnymi gatunkami roślin mnóstwo tam najróżniejszej fauny, wiewiórek, pawi (nawet jeden, budząc powszechne zdziwienie siedział na gałęzi drzewa) i innego ptactwa.
Z Łazienek poszliśmy na ul. Szucha, pod Ministerstwo Edukacji Narodowej (w latach wojny było tam więzienie Gestapo). Okazało się, że akurat w kilkunastu miejscach stolicy jest zorganizowany projekt zwiedzania tajemniczych i na co dzień niedostępnych miejsc. Tor na Służewcu, podziemia metra na Targówku, studnia Gruba "Kaśka", dawna siedziba KZ PZPR czy gmach MEN-u.
Generalnie poszliśmy po prostu zobaczyć to miejsce, a na zwiedzanie załapaliśmy się przypadkowo, prosto "z ulicy". Dzięki Ci Nieznajoma! Jedna grupa była w trakcie zwiedzania gmachu, a nie chcieliśmy dołączać w połowie wycieczki więc zaczekaliśmy na kolejną, ostatnią grupę. Miało to być o 15:00. Więc poszliśmy przejść się jeszcze kawałkiem Alei Szucha, do Litewskiej (na rogu jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych). Wróciliśmy do Placu Na Rozdrożu i poszliśmy do znajdującego się po drugiej stronie parku. Mała przerwa na posiłek i chwilę przed 15 stawiliśmy się na Szucha. Ludzi było już więcej, około 20 osób. Wyszło dwóch przewodników, jeden ze strony organizatora (mówił o Szuchu, zarysie historycznym budynku) i drugi z Ministerstwa (ten skupił się na historii samego MEN-u). Obaj byli naprawdę rewelacyjni i w życiu,aż do wczoraj nie spotkałem takich przewodników.
Godzinne zwiedzanie Ministerstwa, masa historii, ciekawostek i anegdot. Wszędzie można było wejść, wszystkiego dotknąć. Niemalże dosłownie i w przenośni - byliśmy na dywaniku u p. Minister. Wróciliśmy na Plac, na 525 i na Dworzec. Przerwa obiadowa, a że do pociągu zostało nam jeszcze prawie cztery godziny stanęło na spacerze do Ogrodu Saskiego. Emili Plater, do Solidarności i potem Marszałkowską. Odpoczynek po Ogrodzie, a na koniec mała przechadzka. Wyszliśmy przy Senatorskiej i weszliśmy do Kościół św. Antoniego Padewskiego. Wracają podeszliśmy jeszcze pod budynek PAST-y.
Kwadrans po 19, prawię tę samą drogą tyle, że po drugiej stronie ulicy ruszyliśmy ku Centralnemu. Parę zdjęć Pałacu Kultury i Doszliśmy do dworca.
Bilety zakupiliśmy wcześniej, toteż udaliśmy się podziemiami prosto na peron IV. O 19:47 ze Wschodniej przyjechał pociąg (Andrzej Munk) na Fabryczny. Odjazd do Łodzi 19:50. Ludzi jakby mniej; raz, że sobota no i jest już trochę późno. Godzina czterdzieści minut i pół do dziesiątej stanęliśmy na łódzkim peronie. Pieszo na Jaracza, znów na 96. Chwilę po 22 byliśmy już w domu. Nieźle przemęczeni. Po prysznicu nawet nie wiedzieliśmy kiedy zasnęliśmy. Takie podróże rewelacyjnie działają na sen.
Dzisiaj przejrzałem zdjęcia, przygotowałem album. Zapraszam do zobaczenia. Zdjęć mamy ponad 500, w albumie zamieściłem bodajże około 170. Żona trochę też kamerowała, ale na razie sam jeszcze tego nie oglądałem. Zobaczę w tygodniu.
Dzisiaj też wreszcie udało nam się wybrać na Złotno do lodziarni. Serwują tam od lat najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadłem. Po deserze lodowym wymiękłem. Nawet na kolację nie mam miejsca. Długi, bo czterodniowy weekend się kończy. Był i relaks i ruch, czyli tak jak być powinno. Jutro czas do pracy, a wcześniej odbieram płyty Marillion. Ostatnio tak mnie naszło. Póki co - "Noce i Dnie", a później jako dobranocka - Dr House.
Dobrego nowego tygodnia!
Aha, album ze zdjęciami z Warszawy znajduje się tutaj.
A to mały bonus, który chodzi za mną już od kilku dni:
Mam tak samo jak ty,
Miasto moje a w nim:
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam kolorowe sny.
Kiedyś zatrzymam czas
I na skrzydłach jak ptak
Będę leciał co sił
Tam, gdzie moje sny,
I warszawskie kolorowe dni.
Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak, przywita pięknie nas
Warszawski dzień.
Mam tak samo jak ty,
Miasto moje a w nim:
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam kolorowe sny.
Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak, przywita pięknie nas
Warszawski dzień /x2
Warszawski dzień, warszawski dzień.
(Czesław Niemen, Sen o Warszawie, 1995. Autorem słów jest Marek Gaszyński).
Subskrybuj:
Posty (Atom)