Apropo - najnowszy, 4 numer wspomnianej "Dawki Muzyki" powinien ukazać się na dniach. Jak wspomniałem, do najnowszej "DM" napisałem kilka tekstów, w tym m.in. wkładkę poświęconą I.E.M. – jednemu z projektów Stevena Wilsona. Wszystko wskazuje na to, że będzie mi dane pisać teksty i kolejnych "Dawek", co jest dla mnie - nie ukrywam - ogromną przyjemnością.

Kto nie zna tego oblicza, jak zawsze eklektycznego Wilsona ma teraz, na nowo szansę się z nim zapoznać. Zawartość boxu to wszystkie wydawnictwa jakie zostały nagrane pod tym szyldem: I.E.M. (1996), An Escalator to Christmas (1999), Arcadia Son (2001) i IEM Have Come For Your Children (2001). Muzyka to najogólniej mówiąc nawiązanie do krautrocka lat '60 i '70. Ale spieszyć się trzeba, gdyż box limitowany jest do 2000 sztuk.
Nową płytę wydał też Pan Sonic – Gravitoni, oraz Chemiczni Bracia. O albumie Further The Chemical Brothers dowiedziałem się dosłownie przed kilkoma dniami i nie mam jeszcze wyrobionego zdania. Nie chcę się też sugerować niczyimi odczuciami. Z tego co zdążyłem już zauważyć to panujący pogląd jest jeden: nuda, nuda, nuda... nic się nie dzieje. Zobaczę jak będzie ze mną. Po pierwszym przesłuchani jest nieźle, ale bez rewelacji. Natomiast w około elektronicznych klimatach świeżutkie LCD Soundsystem (This Is Happening) wbiło mnie w fotel, a fotel wraz ze mną w ścianę. To bodajże najlepsza rzecz, jaką od czasu debiutu pod tym szyldem nagrał James Murphy.

Będąc w domu wracam ostatnio do wczesnego SBB i solowego Skrzeka, głównie do winyli. Powrót do dzieciństwa, podobnie jak z wczesnym "Fishowym" Marillionem i... The Rolling Stones. Przyznaje się, że do Stonsów niegdyś się uprzedziłem. Teraz, dokładnie i po kolei słuchając tych płyt nie jest tak źle. Są albumy naprawdę genialne (Out Of Our Heads, Beggars Banquet czy Let It Bleed z genialnym "You Can't Always Get What You Want"), ale I słabe (Exile On Main Street). Chociaż ta ostatnia jest jak zauważyłem bardzo chwalona przez wyznawców Jaggera i spółki. W drodze, podróżując próbowałem przełknąć nową Anathemę, ale wyjątkowo mi nie wchodzi. W zaciszu domowym także. Za to The Never Ending Way Of OrwarriOR izrealskiego Orphaned Land podoba mi się coraz bardziej. Niestety jeszcze nie tak jak poprzednik Mabool: The Story of the Three Sons of Seven.
I na deser zostały dwie naprawdę mocne pozycje:


lcd soundystem jest zajebiste, ale niestety nie przebija debiutu.
OdpowiedzUsuńp!