... z ostatnich tygodni. A wybór jest trudny. Nowy Current 93 (i to nie jeden: album Baalstorm, Sing Omega, epka i niby-uzupełnienie albumu Haunted Waves, Moving Graves oraz kolaboracja z Andrew Lilesem), trzypłytowa remasterka Disintegration The Cure, Nadja… No i dalej tak można… Ponieważ o tych i nie tylko o tych wydawnictwach piszę na łamach najnowszej "Dawki Muzyki", tutaj przedstawiam nieco inny ranking. Jeśli to w ogóle można nazwać rankingiem. Ot, co. Apropo - najnowszy, 4 numer wspomnianej "Dawki Muzyki" powinien ukazać się na dniach. Jak wspomniałem, do najnowszej "DM" napisałem kilka tekstów, w tym m.in. wkładkę poświęconą I.E.M. – jednemu z projektów Stevena Wilsona. Wszystko wskazuje na to, że będzie mi dane pisać teksty i kolejnych "Dawek", co jest dla mnie - nie ukrywam - ogromną przyjemnością.
Jeśli jesteśmy już przy I.E.M. (akronim od słów Incredible Expanding Mindfuck) to przed tygodniem, nakładem holenderskiego ToneFloat ukazał się czteropłytowy box, który jest podsumowaniem tego projektu. Wydawnictwo prezentuje się fantastycznie, płytki zapakowane w okładki imitujące repliki płyt winylowych, a całej antologii towarzyszy przepiękny, sześćdziesięcio stropnicowy album zawierający bardzo klimatyczne zdjęcia. Autorem bookletu jest Carl Glover. Kto nie zna tego oblicza, jak zawsze eklektycznego Wilsona ma teraz, na nowo szansę się z nim zapoznać. Zawartość boxu to wszystkie wydawnictwa jakie zostały nagrane pod tym szyldem: I.E.M. (1996), An Escalator to Christmas (1999), Arcadia Son (2001) i IEM Have Come For Your Children (2001). Muzyka to najogólniej mówiąc nawiązanie do krautrocka lat '60 i '70. Ale spieszyć się trzeba, gdyż box limitowany jest do 2000 sztuk.
Nową płytę wydał też Pan Sonic – Gravitoni, oraz Chemiczni Bracia. O albumie Further The Chemical Brothers dowiedziałem się dosłownie przed kilkoma dniami i nie mam jeszcze wyrobionego zdania. Nie chcę się też sugerować niczyimi odczuciami. Z tego co zdążyłem już zauważyć to panujący pogląd jest jeden: nuda, nuda, nuda... nic się nie dzieje. Zobaczę jak będzie ze mną. Po pierwszym przesłuchani jest nieźle, ale bez rewelacji. Natomiast w około elektronicznych klimatach świeżutkie LCD Soundsystem (This Is Happening) wbiło mnie w fotel, a fotel wraz ze mną w ścianę. To bodajże najlepsza rzecz, jaką od czasu debiutu pod tym szyldem nagrał James Murphy.
Będąc w domu wracam ostatnio do wczesnego SBB i solowego Skrzeka, głównie do winyli. Powrót do dzieciństwa, podobnie jak z wczesnym "Fishowym" Marillionem i... The Rolling Stones. Przyznaje się, że do Stonsów niegdyś się uprzedziłem. Teraz, dokładnie i po kolei słuchając tych płyt nie jest tak źle. Są albumy naprawdę genialne (Out Of Our Heads, Beggars Banquet czy Let It Bleed z genialnym "You Can't Always Get What You Want"), ale I słabe (Exile On Main Street). Chociaż ta ostatnia jest jak zauważyłem bardzo chwalona przez wyznawców Jaggera i spółki. W drodze, podróżując próbowałem przełknąć nową Anathemę, ale wyjątkowo mi nie wchodzi. W zaciszu domowym także. Za to The Never Ending Way Of OrwarriOR izrealskiego Orphaned Land podoba mi się coraz bardziej. Niestety jeszcze nie tak jak poprzednik Mabool: The Story of the Three Sons of Seven.
I na deser zostały dwie naprawdę mocne pozycje: Scorn - Refuse; Start Fires. Klasycznie, z klasą i agresją jak na Micka przystało. Drugie danie serwowane jest prosto z Australii. Zwie się Pendulum, a album Immersion. Do momentu aż grupa nie zaprosiła do udziału wspomnianego wcześniej Wilosna nie widziałem o jej istnieniu. To ich trzecia studyjna płyta, a gości na krążku jest więcej. Poza liderem Porcupine Tree jest zespół In Flames oraz Liam Howlett z The Prodigy. Przejdźmy do muzyki, bo to prawdziwy koktajl gatunkowy: elektronika, rock, metal, drum and bass, trance, house, dubstep... Jak to brzmi? Kolokwialnie mówiąc – wali na glebę. Dawno nie słyszałem tak dobrej, pokręconej, ale na swój sposób równej muzyki. Z przyjemnością chciałbym zobaczyć ich na żywo. Szok przeżyłem jak dowiedziałem się, że w pierwszym tygodniu sprzedaży jest to najchętniej kupowany krążek na Wyspach Muzycznych. A muzyka ta do najłatwiejszej nie należy. Poważnie.
Jedni ją kochają, są nią zafascynowani, drudzy wręcz nienawidzą... Warszawa, stolica. Ja, chociaż jestem z Łodzi zaliczam się bardziej do grupy pierwszej. Nie mam o niej takiej wiedzy jak wybitni varsavianiści. Ale gdzieś, w głębi to miasto jest pociągające i pełne uroku. Ilekroć tam jestem odkrywam coś nowego i mimo, że to w sumie miasto, oddalone od mojego o jakieś 130 kilometrów, nie ma tam gór, morza ani plaży to... lubię tam jeździć. I to bardzo.
Pobudka o 5:00, śniadanie, wiktuały na drogę naszykowane. Dwadzieścia po szóstej idziemy na 96, którego nie ma. Jest 78, wsiadamy jedziemy do Pl.Wolności. Tam Piotrkowską pieszo do Rewolucji 1905 roku. O, 96 się znalazło. Wsiadamy i wysiadamy na Narutowicza przy Teatrze Wielkim. Mamy dużo czasu więc idziemy wolnym krokiem ul. Knychalskiego. Dworzec, zakup biletu i połapanie się jaka spółka PKP obsługuje dany przejazd. Na szczęście dzień wcześniej, w domu zrobiłem rozeznanie. Mamy bilet, pociąg jest już podstawiony więc wsiadamy. Rusza punktualnie o 7:34. Podróż jak na kolej nawet przyjemna i sprawna. Kwadrans po 9 jesteśmy już na Centralnym. Zakup biletu MZK i na przydworcowej pętli wsiadamy w 525. Sobota rano więc ludzi nie ma zbyt dużo, ale to miasto ciągle żyje. Jest naprawdę inne od Krakowa, Łodzi, Wrocławia... Ruszamy, 10 minut, 5 przystanków i już jesteśmy na Placu na Rozdrożu. Pieszo to około 30 minut drogi więc dobrze skorzystać z autobusu (prosto z dworca dojechać też można autobusem linii 514 i tramwajem linii 10; tyle, że od tego drugiego jest trochę dalej). Wejście na górę, mijamy ul. K.L. Agricola i wchodzimy do Łazienek. Wejść można wcześniej tak jak my (pierwsze wejście jest do Ogrodu Botanicznego). Kto chce wejść z majestatem musi przejść jeszcze ok. 100 metrów i wejść tzw. wejściem główny (to to na wprost Chopina). Wejść można wcześniej tak zrobiliśmy to my i dojść to Chopina parkową aleją, a po drodze minąć pomnik Sienkiewicza. Łazienki Królewskie to temat rzeka. Chodzić i podziwiać tam można godzinami. Poza pięknem natury zabytków jest mnóstwo... m.in. Wodozbiór, Biały Domek, Pałac Myślewicki, Stara i Nowa Pomarańczarnia, Teatr na Wyspie no i oczywiście - Pałac na Wodzie. Chodzić można godzinami. Na chwilkę wyszliśmy z Parku i poszliśmy w Kierunku Myśliwieckiej. Powody były dwa: Zamek Ujazdowski no i siedziba najlepszego radia na świecie, radia na którym się wychowałem - Programu Trzeciego. Potem udaliśmy się na wzgórze pod Zamek i wróciliśmy dalej do Łazienek. Poza różnymi gatunkami roślin mnóstwo tam najróżniejszej fauny, wiewiórek, pawi (nawet jeden, budząc powszechne zdziwienie siedział na gałęzi drzewa) i innego ptactwa. Z Łazienek poszliśmy na ul. Szucha, pod Ministerstwo Edukacji Narodowej (w latach wojny było tam więzienie Gestapo). Okazało się, że akurat w kilkunastu miejscach stolicy jest zorganizowany projekt zwiedzania tajemniczych i na co dzień niedostępnych miejsc. Tor na Służewcu, podziemia metra na Targówku, studnia Gruba "Kaśka", dawna siedziba KZ PZPR czy gmach MEN-u. Generalnie poszliśmy po prostu zobaczyć to miejsce, a na zwiedzanie załapaliśmy się przypadkowo, prosto "z ulicy". Dzięki Ci Nieznajoma! Jedna grupa była w trakcie zwiedzania gmachu, a nie chcieliśmy dołączać w połowie wycieczki więc zaczekaliśmy na kolejną, ostatnią grupę. Miało to być o 15:00. Więc poszliśmy przejść się jeszcze kawałkiem Alei Szucha, do Litewskiej (na rogu jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych). Wróciliśmy do Placu Na Rozdrożu i poszliśmy do znajdującego się po drugiej stronie parku. Mała przerwa na posiłek i chwilę przed 15 stawiliśmy się na Szucha. Ludzi było już więcej, około 20 osób. Wyszło dwóch przewodników, jeden ze strony organizatora (mówił o Szuchu, zarysie historycznym budynku) i drugi z Ministerstwa (ten skupił się na historii samego MEN-u). Obaj byli naprawdę rewelacyjni i w życiu,aż do wczoraj nie spotkałem takich przewodników. Godzinne zwiedzanie Ministerstwa, masa historii, ciekawostek i anegdot. Wszędzie można było wejść, wszystkiego dotknąć. Niemalże dosłownie i w przenośni - byliśmy na dywaniku u p. Minister. Wróciliśmy na Plac, na 525 i na Dworzec. Przerwa obiadowa, a że do pociągu zostało nam jeszcze prawie cztery godziny stanęło na spacerze do Ogrodu Saskiego. Emili Plater, do Solidarności i potem Marszałkowską. Odpoczynek po Ogrodzie, a na koniec mała przechadzka. Wyszliśmy przy Senatorskiej i weszliśmy do Kościół św. Antoniego Padewskiego. Wracają podeszliśmy jeszcze pod budynek PAST-y. Kwadrans po 19, prawię tę samą drogą tyle, że po drugiej stronie ulicy ruszyliśmy ku Centralnemu. Parę zdjęć Pałacu Kultury i Doszliśmy do dworca. Bilety zakupiliśmy wcześniej, toteż udaliśmy się podziemiami prosto na peron IV. O 19:47 ze Wschodniej przyjechał pociąg (Andrzej Munk) na Fabryczny. Odjazd do Łodzi 19:50. Ludzi jakby mniej; raz, że sobota no i jest już trochę późno. Godzina czterdzieści minut i pół do dziesiątej stanęliśmy na łódzkim peronie. Pieszo na Jaracza, znów na 96. Chwilę po 22 byliśmy już w domu. Nieźle przemęczeni. Po prysznicu nawet nie wiedzieliśmy kiedy zasnęliśmy. Takie podróże rewelacyjnie działają na sen. Dzisiaj przejrzałem zdjęcia, przygotowałem album. Zapraszam do zobaczenia. Zdjęć mamy ponad 500, w albumie zamieściłem bodajże około 170. Żona trochę też kamerowała, ale na razie sam jeszcze tego nie oglądałem. Zobaczę w tygodniu. Dzisiaj też wreszcie udało nam się wybrać na Złotno do lodziarni. Serwują tam od lat najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadłem. Po deserze lodowym wymiękłem. Nawet na kolację nie mam miejsca. Długi, bo czterodniowy weekend się kończy. Był i relaks i ruch, czyli tak jak być powinno. Jutro czas do pracy, a wcześniej odbieram płyty Marillion. Ostatnio tak mnie naszło. Póki co - "Noce i Dnie", a później jako dobranocka - Dr House. Dobrego nowego tygodnia!
Aha, album ze zdjęciami z Warszawy znajduje się tutaj.
A to mały bonus, który chodzi za mną już od kilku dni:
Mam tak samo jak ty, Miasto moje a w nim: Najpiękniejszy mój świat Najpiękniejsze dni Zostawiłem tam kolorowe sny.
Kiedyś zatrzymam czas I na skrzydłach jak ptak Będę leciał co sił Tam, gdzie moje sny, I warszawskie kolorowe dni.
Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt Już dziś wyruszaj ze mną tam Zobaczysz jak, przywita pięknie nas Warszawski dzień.
Mam tak samo jak ty, Miasto moje a w nim: Najpiękniejszy mój świat Najpiękniejsze dni Zostawiłem tam kolorowe sny.
Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt Już dziś wyruszaj ze mną tam Zobaczysz jak, przywita pięknie nas Warszawski dzień /x2 Warszawski dzień, warszawski dzień.
(Czesław Niemen, Sen o Warszawie, 1995. Autorem słów jest Marek Gaszyński).