sobota, 4 września 2010

Massive Attack i genialny soundtrack

Massive Attack. Danny The Dogs. Dawno nie słuchałem tego albumu. Dzisiaj włączyłem. Idealnie na sobotni wieczór. I wiecie co? Brakuje takich ścieżek dźwiękowych do filmów. Zresztą w sklepach półki, które opisane są jako O.S.T. są coraz to szczuplejsze. Albo nagrywa się do filmów jakąś chałturę z samych megapoppowowych przebojów, albo na wskroś patetyczne i symfoniczne utwory. Nie to, żebym to było złe. To znaczy to drugie, bo pierwszego nie znoszę po stokroć. Ale szczerze przyznam, że brakuje takich klimatycznych albumów zawierających muzyczną ilustrację obrazu. Chyba już zapomniano o roli ścieżko dźwiękowej do filmu. Sorcerer Tangerine Dream, More, Zambriskie Point Pink Floyd, Ascenseur pour l'échafaud Milesa Davisa, muzyka z filmów Davida Lyncha... Jutro niedziela. Zrobię sobie dzień z muzyką filmową. Dobrej nocy!

środa, 1 września 2010

Jiří Gruša - Kwestionariusz, czyli czytania ciąg dalszy

Dziś pierwszy września. Data o której wiele można by napisać. Od pierwszego września chyba gorszy był tylko 17 września - tegoż samego roku 1939. Ale dzisiaj nie o wojnie, nie o roku szkolnym, który to dzisiaj się rozpoczyna. Będzie o literaturze. Jak patrzę na blog to ostatnio chyba częściej sięgam po tę dziedzinę sztuki niż muzykę. Muzycznie ostatnio zatopiłem się głownie w dźwiękach dyskografii Sade oraz The Mars Volta. Kontrastowo? No i dobrze. Wakacyjne podróże, pogoda, a także i tak, obecna już niemalże jesienna aura sprzyja czytaniu. Wracam trochę do starszych rzeczy, już wcześniej czytanych: "Weiser Dawidek", "Demian" czy "Portret artysty w czasów młodości". Będąc ostatnio w bibliotece, gdy przechadzałem się pomiędzy gęsto pnącymi się ku górze regałami natknąłem się na literaturę czeską. Całkiem przypadkowo (ale podobno nie ma przypadków) wzrok mój i ręka moja uchwyciła "Kwestionariusz". Książka autorstwa Jiří Grušy (rocznik 1938), pierwotnie wydana w 1975 roku. Autora nie znam, ale nim przeczytałem zamieszczoną na tyle okładki tzw. "śmigawkę" już zdecydowałem, że ją biorę. Ponadto dodatkową rekomendacją może być fakt, iż pozycję tę wydało warszawskie wydawnictwo Twój Styl w serii Wielki Wóz - podobnie jak jedno z ostatnich wydań "Zasypie wszystko zawieje"... - Włodzimierza Odojewskiego.

Powieść jednego z wybitnych czeskich prozaików (Gruša jest także poetą i krytykiem literackim, oraz tłumaczem literatury niemieckojęzycznej; po 1989 został dyplomatą), została napisana w 1975 r. przed 'aksamitną rewolucją'. Nie mogła ukazać się w żadnym oficjalnym wydawnictwie w Czechach (wydała ją emigracyjna oficyna wyd. w Toronto). Przełożona została na wiele języków, w tym na angielski, niemiecki, francuski, szwedzki (w Polsce wydana po raz pierwszy w 1987 roku, nakładem Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA). Tytułowy kwestionariusz osobowy, wypełniany po raz n-ty przez narratora w latach 70. Jako załącznik do podania o pracę, staje się pretekstem do opowieści o Czechach współczesnych. Perspektywa małego miasteczka odbija losy całego kraju; nie rezygnując ze swej suwerennej wizji i artystycznej gry, potrafi Gruša dobrze oddać rzeczywisty, otaczający go świat. Powieść utrzymana jest w tonacji liryczno-groteskowej, gdzie hrabalowski realizm szczegółu łączy się z nadrealistycznymi obrazami, gdzie momenty humorystyczne przeplatają się z tragicznymi, a teraźniejszość łączy się z przeszłością.

Ciekawe? Opis nie oddaje tego nawet w połowie. Książka jest fantastyczna, czyta się ją jednym tchem. Poprzez pisanie narratora w pierwszej osobie momentami mamy wrażenie, że to książka o nas. Bo poza Czechami lat przedwojennych, lat niemieckiej okupacji, i lat kiedy podobnie jak w Polsce panował tam totalitarny reżim komunistyczny to przede wszystkim książka o życiu młodego człowieka. Wiele perypetii bohatera przydarzyło się i nam, czytelnikom (szczególnie płci męskiej). Nie ma sensu zdradzać wszystkiego, ale pewnym jest, że kto zdecyduje się, aby sięgnąć po tę powieść szybko się od niej nie oderwie. Wydaje mi się, że czytam dość dużo, tzn. tyle na ile pozwala czas, ale dawno nie czytałem tak rewelacyjnej książki. Książki, której w zasadzie się nie czyta, a... pochłania.


Jiří Gruša, Kwestionariusz, czyli modlitwa za pewne miasto i przyjaciela, tytuł oryginalny: Dotazník, wydawnictwo Twój Styl, 2003

środa, 25 sierpnia 2010

Laurie Anderson - Homeland

Bezkompromisowa, fantastyczna, genialna... Nie da się tak łatwo napisać recenzji tej płyt. To kolejna dźwiękowo-słowna podróż po Stanach, którą serwuje nam ta ulubienica Lou Reeda. Nowej płyty słucham od dobrych kilku tygodni, czy nawet miesięcy i nie wiem co bardziej mi się podoba. Słowa, muzyka czy całokształt. Płyta do najłatwiejszych nie należy, ale warto przez nią przebrnąć. Dużo dźwiękowych i wokalnych eksperymentów. Jest i Laurie na skrzypcach, w kilku fragmentach pojawia się wspomniany Lou Reed z gitarą czy John "wizjoner" Zorn, tym razem prezentuje bardzo spokojne, wręcz wyciszone oblicze swojego ukochanego instrumentu dętego - saksofonu. Warto kupić bilet na tę podróż po prywatnej ojczyźnie artystki, ale nie spodziewajmy się, że będzie to łatwa i wesoła podróż.
BTW - Homeland to chyba najlepsza płyta Laurie Anderson od czasu albumu Mister Heartbreak, czyli od 1984 roku!

Ocena: 9*/10

* z ogromnym plusem za wydanie: CD+DVD w pięknym digibooku


Laurie Anderson, Homeland, Nonesuch Records, 2010

wtorek, 10 sierpnia 2010

Ulubione albumy koncepcyjne

Poniżej przedstawiam mój subiektywny wybór najlepszych concept albumów.



The Beach Boys - Pet Sounds
The Beatles - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
The Who - Quadrophenia
Aphrodites Child - 666
Porcupine Tree - The Incident
Meshuggah - Catch 33
David Bedford - The Rime of the Ancient Mariner
The Mothers of Invention - Freak Out!
Opeth - Still Life
The Alan Parsons Project - Tales of Mystery and Imagination
Pink Floyd - Animals
Marillion - Misplaced Childhood
Jethro Tull - Thick as a Brick
Special Defects (Fredrik Thordendal) - Sol Niger Within
The Jimi Hendrix Experience - Are You Experienced?
Yes - Tales from Topographic Oceans
Riverside - Anno Domini High Definition
Abraxas - 99

sobota, 24 lipca 2010

John Steinbeck - Grona gniewu, książka na wakacje

Tego autora chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. John Steinbeck, bo o nim mowa w 1939 roku zasłyną właśnie tą książką. Grona gniewu (The Grapes of Wrath)opowiadają historię amerykańskiej rodziny zmuszonej do opuszczenia Oklahomy z powodu fatalnej sytuacji ekonomicznej. Akcja powieści toczy się oczywiście w Stanach, w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego. Fabuły zdradzał nie będę, ale warto po nią sięgnąć. Nawet jeśli już raz ją czytaliśmy to nie zaszkodzi jej ponownie odświeżenie.
Tym bardziej, że aura za oknem idealnie współgra z tą opisywaną w książce. To bodajże najlepsza powieść tego autora i absolutne arcydzieło literatury amerykańskiej XX wieku. Jeśli chodzi o samego Steinbecka to na szczególną uwagę zasługuje też Na wschód od Edenu (East of Eden), wydana w 1952 roku. Według licznych krytyków to właśnie ona uznawana za najwybitniejsze dzieło tego pisarz, zaś jej akcja jest umieszczona w miejscu, gdzie tenże spędził lata młodości. Co by nie było, podczas wakacyjnego leniuchowania warto sięgnąć po dobrą literaturę. Więc czemu nie miałby być to Steinbeck?

wtorek, 20 lipca 2010

Porcupine Tree, Wytwórnia, Łódź 17 lipca 2010


To był wieczór... Minęły od już ponad trzy dni, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie... Było czarująco, niesamowicie, po prostu przepięknie i przede wszystkim muzycznie. Była to trzecia wizyta Porcupine Tree w naszym mieście, ale mam nadzieję, że Jeżozwierze będą teraz częściej do nas zaglądać.... :)

Ja wciąż, od soboty nie mogę zebrać swoich myśli. Ale zapraszam do przeczytania relacji autorstwa Tomka Ostafińskiego, która znajduje się na stronach Artrocka. Znajdują się tam też zdjęcia mojego autorstwa. Nie mniej przepraszam za jakość... Generalnie poszedłem tam przecież dla muzyki, a nie dla robienia zdjęć ;)

Aha, zamieszczam też pełną sobotnią set-listę:

Occam's Razor
Blind House
Great Expectations
Kneel and Disconnect
Drawing The Line
Hatesong
Pure Narcotic
Russia On Ice (part I)
Anesthetize (part II)
Dark Matter

(dziesięciominutowa przerwa)

Time Flies
Degree Zero Of Liberty
Octane Twisted
The Seance
Circle Of Manias
Buying New Soul
Way Out Of Here
Normal
Bonnie The Cat
(bis)
Trains

czwartek, 1 lipca 2010

Józef Skrzek - Wojna Światów

Każdy szanujący się fan muzyki powinien znać tego znakomitego artystę i multiinstrumentalistę chociażby z zespołu SBB oraz grupy Czesława Niemena (m.in. wspólny, genialny album Ode to Venus z 1973 roku). Józef Skrzek, bo o nim mowa to jeden z moich ulubionych artystów i to nieważne, w jakim projekcie się udziela. Dzisiaj zwrócę się ku jego solowej twórczości, którą nieprzerwanie, począwszy od 1979 roku (album Pamiętnik Karoliny) kontynuuje. Mimo upływu lat, jego muzyczna twórczość ciągle ewoluuje i naprawdę nieraz mocno zaskakuje. Podobnie jak w przypadku SBB najbardziej cenię - choć to nie jest dobre słowo, bo wszystkie jego płyt są godne uwagi - wczesne albumy.
W moim odczuciu jedną z najlepszych płyt w solowym dorobku Skrzeka, jak i całej polskiej muzyki lat ’80 jest album Wojna Światów – Następne Stulecie. Dzisiaj niestety jest to album trochę zapomniany. O ile wiem na CD (jako osobne wydawnictwo) wznawiany był tylko raz (Yesterday, 2005). Znalazł się także w dwudziestopłytowym boksie-antologii artysty zatytułowanym Viator 1973-2007 (Metal Mind, 2007), uzupełniony o liczne dodatki. Ja do dzisiaj dysponuję tylko LP (Muza, 1981). Na szczęście płyta ma się bardzo dobrze. Wiem, że było też jedno wydanie kasetowe. Niestety nie pamiętam, kiedy się ukazało i kto je wydał. Jak mniemam była to zapewne Muza Polskie Nagrania i musiało to być gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. To tyle słowem wstępu.

Jak napisano na okładce, jest to muzyka do filmu w reżyserii Piotra Szulkina z 1981 roku o tym samym tytule. Na rewersie koperty wyjaśniono, iż część kompozycji nie pochodzi z filmu, lecz jest inspirowana jego treścią. W samym filmie kilka razy pojawia się sam Skrzek, jako lider zespołu... The Instant Glue. Film Szulkina jest całkiem dobry, a fabuła daje do myślenia. Widziałem go dwa razy, ostatnio chyba trzy lub cztery lata temu. Główną rolę Iron Idema gra niezastąpiony Roman Wilhelmi. Film ma nieco pokręconą fabułę, zwłaszcza przy końcu. Pisząc w skrócie i jednocześnie nie zdradzając szczegółów: na Ziemię przybywają przedstawiciele bardziej rozwiniętej cywilizacji z Marsa. Marsjanie deklarują, że jedyne, czego chcą to miłość i... ludzka krew. Ale fabuła idzie dalej, jest głębsza. Obraz ukazuje wpływ mediów na rzeczywistość, na sposób jej kreowania - zamiast prezentowania. Media i władze agresywnie współpracują z najeźdźcami - organizują aparat przymusowego oddawania krwi i zapewniania Marsjanom miłości przez pozbawienie ludzi tego, co kochali do tej pory. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję zobaczyć ten film to polecam. Poza Wilhelmim pozostała obsada jest też doborowa: Janda, Dykiel, Tym, Walczewski, Gajos, Pyrkosz. Film powstał jako komentarz do sytuacji politycznej i medialnej w roku 1981, jednak mimo upływu ćwierć wieku jego aktualność rośnie zamiast maleć. Jego premiera odbyła się dwa lata później, zimą 1983 roku.
Płyta została wydana wcześniej, można powiedzieć, że od razu. Z racji stanu wojennego (chyba) wszystkie egzemplarze Wojny Światów posiadają tzw. okładki zastępcze. O co chodzi? Ponieważ był problem z papierem i ogólna sytuacja gospodarcza państwa była dosyć kryzysowa, postanowiono używać okładek dwa razy. Był to swoisty socrealistyczny recykling. Te które były już wydrukowane drukowano na nowo, po drugiej stronie. I tym sposobem, moja Wojna... została wydana w okładce od LP Bractwa Kurkowego. Wiem, że były też egzemplarze wydane w okładkach przerobionych z płyt Violetty Villas oraz Ireny Santor. Papier nie jest najlepszej jakości, podobnie z drukiem. Do myślenia daje fakt, że okładka drukowana była tylko czarnym drukiem, natomiast Bractwo, czy Cieślak (prawdziwe nazwisko VV) posiadają okładki w pełnym kolorze. Ale cud, że to w ogóle wyszło. Teraz to prawdziwe unikaty; patrząc nawet na półki komisów płytowych czy serwisy aukcyjne to ta płyta Skrzeka jest najciężej zdobywalną. A kupić ją jeszcze w przyzwoitej jakości to podwójny sukces.

Wśród jedenastu utworów można wyłowić tutaj naprawdę genialne fragmenty. LP dobrze współgra jako ścieżka dźwiękowa, czy raczej jak pisałem: uzupełnienie filmu... de facto zainspirowane nim samym. Nie mając pojęcia o istnieniu obrazu, można spokojnie podejść do niej jako do osobnego, pełnowartościowego dzieła. Trzeba też podkreślić, że nie jest to do końca solowa płyta Skrzeka. Mimo, że sygnowana jest jego nazwiskiem pojawia się tam grono zacnych muzyków, m.in. Jan "Kyks" Skrzek - brat Józefa grający tradycyjnie na harmonijce, perkusista Hubert Rutkowski oraz Tomasz Szukalski - jeden z najbardziej utalentowanych polskich saksofonistów. Główny kompozytor, czyli Skrzek poza wokalami gra tutaj na fortepianie, moogach, syntezatorach i gitarze basowej. Na longplayu słychać wyraźne echa rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jazzu i muzyki elektronicznej. Kosmiczna elektronika w fantastyczny sposób łączy się tutaj z saksofonowymi partiami. Te dźwięki mienią się najróżniejszymi, najbardziej pastelowymi kolorami. Śmieszą mnie takie wypowiedzi, że album ten nie należy do ważnych w dorobku Skrzeka, ale potwierdza jego wszechstronne umiejętności jako muzyka rockowego. To jak pisałem nie tylko jedna z najlepszych płyt tego niezwykłego i eklektycznego artysty, ale ważna płyta w polskiej muzyce nie tylko tej z przed trzydziestu lat.