niedziela, 6 czerwca 2010

Miasto na W. - Warszawa


Jedni ją kochają, są nią zafascynowani, drudzy wręcz nienawidzą... Warszawa, stolica. Ja, chociaż jestem z Łodzi zaliczam się bardziej do grupy pierwszej. Nie mam o niej takiej wiedzy jak wybitni varsavianiści. Ale gdzieś, w głębi to miasto jest pociągające i pełne uroku. Ilekroć tam jestem odkrywam coś nowego i mimo, że to w sumie miasto, oddalone od mojego o jakieś 130 kilometrów, nie ma tam gór, morza ani plaży to... lubię tam jeździć. I to bardzo.


Pobudka o 5:00, śniadanie, wiktuały na drogę naszykowane. Dwadzieścia po szóstej idziemy na 96, którego nie ma. Jest 78, wsiadamy jedziemy do Pl.Wolności. Tam Piotrkowską pieszo do Rewolucji 1905 roku. O, 96 się znalazło. Wsiadamy i wysiadamy na Narutowicza przy Teatrze Wielkim. Mamy dużo czasu więc idziemy wolnym krokiem ul. Knychalskiego. Dworzec, zakup biletu i połapanie się jaka spółka PKP obsługuje dany przejazd. Na szczęście dzień wcześniej, w domu zrobiłem rozeznanie. Mamy bilet, pociąg jest już podstawiony więc wsiadamy. Rusza punktualnie o 7:34. Podróż jak na kolej nawet przyjemna i sprawna. Kwadrans po 9 jesteśmy już na Centralnym. Zakup biletu MZK i na przydworcowej pętli wsiadamy w 525. Sobota rano więc ludzi nie ma zbyt dużo, ale to miasto ciągle żyje. Jest naprawdę inne od Krakowa, Łodzi, Wrocławia... Ruszamy, 10 minut, 5 przystanków i już jesteśmy na Placu na Rozdrożu. Pieszo to około 30 minut drogi więc dobrze skorzystać z autobusu (prosto z dworca dojechać też można autobusem linii 514 i tramwajem linii 10; tyle, że od tego drugiego jest trochę dalej). Wejście na górę, mijamy ul. K.L. Agricola i wchodzimy do Łazienek. Wejść można wcześniej tak jak my (pierwsze wejście jest do Ogrodu Botanicznego). Kto chce wejść z majestatem musi przejść jeszcze ok. 100 metrów i wejść tzw. wejściem główny (to to na wprost Chopina). Wejść można wcześniej tak zrobiliśmy to my i dojść to Chopina parkową aleją, a po drodze minąć pomnik Sienkiewicza.

Łazienki Królewskie to temat rzeka. Chodzić i podziwiać tam można godzinami. Poza pięknem natury zabytków jest mnóstwo... m.in. Wodozbiór, Biały Domek, Pałac Myślewicki, Stara i Nowa Pomarańczarnia, Teatr na Wyspie no i oczywiście - Pałac na Wodzie. Chodzić można godzinami. Na chwilkę wyszliśmy z Parku i poszliśmy w Kierunku Myśliwieckiej. Powody były dwa: Zamek Ujazdowski no i siedziba najlepszego radia na świecie, radia na którym się wychowałem - Programu Trzeciego.

Potem udaliśmy się na wzgórze pod Zamek i wróciliśmy dalej do Łazienek. Poza różnymi gatunkami roślin mnóstwo tam najróżniejszej fauny, wiewiórek, pawi (nawet jeden, budząc powszechne zdziwienie siedział na gałęzi drzewa) i innego ptactwa.
Z Łazienek poszliśmy na ul. Szucha, pod Ministerstwo Edukacji Narodowej (w latach wojny było tam więzienie Gestapo). Okazało się, że akurat w kilkunastu miejscach stolicy jest zorganizowany projekt zwiedzania tajemniczych i na co dzień niedostępnych miejsc. Tor na Służewcu, podziemia metra na Targówku, studnia Gruba "Kaśka", dawna siedziba KZ PZPR czy gmach MEN-u.

Generalnie poszliśmy po prostu zobaczyć to miejsce, a na zwiedzanie załapaliśmy się przypadkowo, prosto "z ulicy". Dzięki Ci Nieznajoma! Jedna grupa była w trakcie zwiedzania gmachu, a nie chcieliśmy dołączać w połowie wycieczki więc zaczekaliśmy na kolejną, ostatnią grupę. Miało to być o 15:00. Więc poszliśmy przejść się jeszcze kawałkiem Alei Szucha, do Litewskiej (na rogu jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych). Wróciliśmy do Placu Na Rozdrożu i poszliśmy do znajdującego się po drugiej stronie parku. Mała przerwa na posiłek i chwilę przed 15 stawiliśmy się na Szucha. Ludzi było już więcej, około 20 osób. Wyszło dwóch przewodników, jeden ze strony organizatora (mówił o Szuchu, zarysie historycznym budynku) i drugi z Ministerstwa (ten skupił się na historii samego MEN-u). Obaj byli naprawdę rewelacyjni i w życiu,aż do wczoraj nie spotkałem takich przewodników.
Godzinne zwiedzanie Ministerstwa, masa historii, ciekawostek i anegdot. Wszędzie można było wejść, wszystkiego dotknąć. Niemalże dosłownie i w przenośni - byliśmy na dywaniku u p. Minister. Wróciliśmy na Plac, na 525 i na Dworzec. Przerwa obiadowa, a że do pociągu zostało nam jeszcze prawie cztery godziny stanęło na spacerze do Ogrodu Saskiego. Emili Plater, do Solidarności i potem Marszałkowską. Odpoczynek po Ogrodzie, a na koniec mała przechadzka. Wyszliśmy przy Senatorskiej i weszliśmy do Kościół św. Antoniego Padewskiego. Wracają podeszliśmy jeszcze pod budynek PAST-y.

Kwadrans po 19, prawię tę samą drogą tyle, że po drugiej stronie ulicy ruszyliśmy ku Centralnemu. Parę zdjęć Pałacu Kultury i Doszliśmy do dworca.


Bilety zakupiliśmy wcześniej, toteż udaliśmy się podziemiami prosto na peron IV. O 19:47 ze Wschodniej przyjechał pociąg (Andrzej Munk) na Fabryczny. Odjazd do Łodzi 19:50. Ludzi jakby mniej; raz, że sobota no i jest już trochę późno. Godzina czterdzieści minut i pół do dziesiątej stanęliśmy na łódzkim peronie. Pieszo na Jaracza, znów na 96. Chwilę po 22 byliśmy już w domu. Nieźle przemęczeni. Po prysznicu nawet nie wiedzieliśmy kiedy zasnęliśmy. Takie podróże rewelacyjnie działają na sen.
Dzisiaj przejrzałem zdjęcia, przygotowałem album. Zapraszam do zobaczenia. Zdjęć mamy ponad 500, w albumie zamieściłem bodajże około 170. Żona trochę też kamerowała, ale na razie sam jeszcze tego nie oglądałem. Zobaczę w tygodniu.
Dzisiaj też wreszcie udało nam się wybrać na Złotno do lodziarni. Serwują tam od lat najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadłem. Po deserze lodowym wymiękłem. Nawet na kolację nie mam miejsca. Długi, bo czterodniowy weekend się kończy. Był i relaks i ruch, czyli tak jak być powinno. Jutro czas do pracy, a wcześniej odbieram płyty Marillion. Ostatnio tak mnie naszło. Póki co - "Noce i Dnie", a później jako dobranocka - Dr House.
Dobrego nowego tygodnia!

Aha, album ze zdjęciami z Warszawy znajduje się tutaj.

A to mały bonus, który chodzi za mną już od kilku dni:



Mam tak samo jak ty,
Miasto moje a w nim:
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam kolorowe sny.

Kiedyś zatrzymam czas
I na skrzydłach jak ptak
Będę leciał co sił
Tam, gdzie moje sny,
I warszawskie kolorowe dni.

Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak, przywita pięknie nas
Warszawski dzień.

Mam tak samo jak ty,
Miasto moje a w nim:
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam kolorowe sny.


Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak, przywita pięknie nas
Warszawski dzień /x2
Warszawski dzień, warszawski dzień.



(Czesław Niemen, Sen o Warszawie, 1995. Autorem słów jest Marek Gaszyński).

2 komentarze:

  1. Piękna wycieczka, zdjęcia bardzo udane. gratuluje wyprawy. Szczególnie przypadł mi do gustu Pan Paw ;)
    zazdroszczę wizyty na Myśliwieckiej 3/5/7..mmm

    OdpowiedzUsuń
  2. To może w końcu kilka słów od uczestniczki wyprawy.
    Podróże jedne małe drugie duże również uwielbiam, wycieczka do parku była suuuper.
    Ale ja z natury Warszawy nie lubię. Jest przereklamowana, bo jak mają syrenkę to co już czyni to coś wielkiego?
    Jak sam mówiłeś Mój Drogi, warszawiacy nie mają świadomości historii, otrzaskali się z tym, przyzwyczaili. Nie wiem czy to dobrze, czy nie. Bo ciągła martyrologia i mesjanizm jest niezdrowa, ale pamiętać trzeba. Od razu nie ubliżać narodom, które na to pozwoliły, czy się do tego przyczyniły (mówię o zniszczeniu Warszawy i nie tylko), ale pamiętać o ludziach, którzy bronili innych.
    O samym mieście cóż powiedzieć, tam ludzie biegną nie uśmiechają się... Tu ludzie są milsi, słońce jaśniejsze, niebo bardziej niebieskie, życie łatwiejsze (i tańsze), rzeki nie wylewają (po płyną pod miastem), historia również jest, choć nieco mniej makabryczna.
    Tu nie ma parków tylu, nikt o to tak nie dba, ale jest cisza, spokój i nie ma najbrzydszego budynku, są bardzie brzydkie... jak te "plomby" na Piotrkowskiej, ale i tak uważam, że Pałac Kultury... jest paskudny.
    Sztuka socrealizmu do mnie nie przemawia, ani literatura, ani architektura, nie mówiąc o malarstwie...

    OdpowiedzUsuń