wtorek, 18 maja 2010

Kocham winyle



Co jest takiego w tych czarnych i nie tylko czarnych 7, 10 czy 12 calowych krążkach? Przede wszystkim piękno i dźwięk. Nie ukrywam, że większość mojej płytoteki znajduje się na płytach CD (tudzież SACD czy DVD-A). Takie po prostu są czasy i jakby nie patrzeć nie wszystko dostępne jest na winylach. Ale to właśnie do nich mam największy sentyment. Sceptycy mówią, że nieporęczne, że trzeszczą, że coś tam. Tak, trzeba przyznać im rację, że niewątpliwie brzmią inaczej. Według mnie dużo lepiej. Oczywiście, że wszystko zależy od masteringu, od produkcji materiału. Ale ta sama płyta (jeśli chodzi oczywiście o zawartość) ma znacznie lepsze, ciekawsze i cieplejsze brzmienie na analogu niż na srebrnym czy złotym krążku CD. Tak szanowni audiofile – nawet na złotym. A o zgrozo nie ma nic gorszego jak nieudolny remastering z płyty gramofonowej na kompaktową. Najszybszą i prostą metodą jest "czyszczenie" poprzez nadmierne podbijanie wysokich częstotliwości. Taki zapis brzmi nawet nie tyle sterylnie, ile wręcz nienaturalnie. Nie będę tutaj rozpisywał się o historii płyty, o jej specyfikacji technicznej bo o tym możecie poczytać ot w Wikipedii czy na pierwszym lepszym blogu jakiegoś winylomaniaka. Chcę jedynie podzielić się swoimi wrażeniami. Obcowanie, bo do dobre słowo z płytą analogową przyprawia o wypieki już od delikatnego jej wyjęcia z półki i wzięcia w ręce. Piękna, duża okładka, często z różnymi niespodziankami ukrytymi wewnątrz. Choćby nie wiem jak starał się wydawca to nie da Wam tego kompakt. Wystarczy wziąć do ręki chociażby wydanie pierwszej płyty The Alan Parsons Project Tales of Mystery and Imagination (1976), czy płyt Pink Floyd. Jeśli widział ktoś z Czytelników te wydania to wie co mam na myśli. A jeśli do tego widział szesnastopłytowy box z dyskografią Pink Floyd Oh By The Way wydany w 2007 to tym bardziej mnie rozumie. Box ładny, nie można powiedzieć, ale też drogi. A niektóre wydania w postaci mini replica vinyli – koszmar. Czcionka zamazana, nic ni widać, wielkość literek mikroskopijna. Do tego masa błędów w poligrafii. Jako replika winyla na CD dosyć ładna jest remasterka III (1970) Led Zeppelin, ale to dopiero wydanie analogowe z dużą kręcącą się okładką rzuca na oba kolana.

Wróćmy dalej do naszego odsłuchu. Gdy już mamy płytkę w rękach, sprawdzamy wizualnie jej stan, czy nie ma jakiś śladów palców, zbytniej ilości kurzu lub pyłków. Jak dla mnie jedyny minus tych płyt to właśnie ich elektrostatyka, a w rezultacie osiadanie-przyciąganie kurzu. Ale przecież fizyki się nie oszuka. Nastawiamy płytę i zaczynamy odsłuch. Igła przesuwa się po kręcącym nośniku wydobywając przy tym nieprzyzwoicie piękne brzmienie, które co wrażliwsze uszy może doprowadzić do cudownego szału. Do odsłuchu płyt analogowych w odróżnieniu od kompaktów trzeba się bardziej przygotować. Dotyczy to także sprzętu. Poza tym, według mnie to właśnie słuchanie z "placków" uczy prawdziwego słuchania i poznawania muzyki. Wrzucając do napędu płytę CD, czy plik do odtwarzacza często o nim zapominamy, gra sobie gdzieś bezwiednie. Analog znacznie bardziej przyciąga uwagę, do tego szkoda aby grał "na próżno", prawda?
O wszystkie płyty czy inne nośniki, jeśli nam tylko na nich zależy należy dbać. Tak samo jest ze sprzętem. W przypadku płyt gramofonowych jak i samych gramofonów dbać trzeba ciut bardziej. Jeśli dbamy o płyty, kontrolujemy nasz gramofon, mamy dobrą igłę, wkładkę i dobrze wyważone ramie to możemy słuchać spokojnie i długie lata cieszyć się swoimi ukochanymi płytami.

Wybierając się od czasu do czasu na tak zwane miasto, warto rozejrzeć się czasem za jakimś płytami z tzw. drugiej ręki, warto również przeszperać serwisy aukcyjne. Uwierzcie mi, że nierzadko można trafić na naprawdę wspaniałe okazy, w dobrym stanie i za rozsądne pieniądze.

Ostatnio zrobiła się moda na duże krążki. Te już nie tylko są czarne (dlatego celowo nie używam zwrotu "czarna płyta"). Możemy kupić muzykę na czerwonych, białych, zielonych, perłowych.... przezroczystych krążkach. Ba, nawet na kolorowych, przyozdobionych na przykład zdjęciem okładki (są to tzw. "picture disc").
W tej chwili nawet większość nowych płyt wydawana jest równolegle jako edycje kompaktowe i winylowe. Niestety ze względu na technologię produkcji oraz nakłady te drugie są droższe. Jednakże w zamian otrzymujemy krążki lepszej jakości niż przed laty. Są to najczęściej płyty 180 gramowe, a m.in. w Japonii i kilku europejskich tłoczniach specjalizujących się w tłoczeniu płyt audiofilskich produkowane są już płyty o wadze 200 gram. Co to daje? Przede wszystkim większą trwałość i stabilność płyty. Nośnik taki brzmi jeszcze lepiej, jest cięższy przez co podczas odtwarzania mniej „faluje”. Grube płyty, jeśli nie są oczywiście zniszczone prawie nie trzeszczą. Nie sposób ich nie pokochać.

Tak naprawdę płyta winylowa to coś więcej, niż tylko muzyczny nośnik. Entuzjaści tego formatu – do których oczywiście również i ja się zaliczam – zwracają uwagę na metafizyczne doznania związane z obcowaniem z nim. Magia bije z dużego, perfekcyjnego, okrągłego kształtu, zapachu, koloru, piękna całej poligrafii.
Jako ciekawostkę podam, że w Polsce nie ma ani jednej tłoczni płyt analogowych. W Polsce do początku lat 90. ubiegłego wieku płyty gramofonowe produkowano i tłoczono m.in. w Polskich Nagraniach Muza w Warszawie i w Zakładach Tworzyw Sztucznych Pronit-Pionki w Pionkach. Obecnie płyty części polskich artystów tłoczone są w większości w Czechach. Najbliżej nas do dyspozycji mamy jeszcze tłocznie w Niemczech. Im dalej na zachód tym lepiej.
Miałem darować sobie opisywanie procesów i opisywanie specyfikacji nośnika. Jednakże dla leniwych, co to im się nie chce szukać przedstawiam w skrócie to jak powstaje taki nośnik:

1. Materiał trafia do tłoczni.
2. Najpierw nagrywarka z diamentowym rysikiem ryje w płycie z acetatu pierwotną wersję nagrania. (Acetat to rodzaj żywicy akrylowej)
3. Następnie acetatową płytę pokrywa się warstwą chromu, po to by ją utwardzić.
4. Kolejny proces polega na odbiciu płyty-matki w aluminium
5. Otrzymujemy negatyw.
6. Dopiero negatyw, jak pieczęć, odciska swoje kopie w czarnym (lub innym) tworzywie zwanym winylem.

Dla Czytelników, do których dociera bardziej przekaz wizualny zamieszczam link do filmiku. 5 minutowe wideo pokazuje proces produkcji płyt winylowych w wytwórni Gotta Groove Records.

Gotta Groove Records - "Groove With Us" from Nick Cavalier on Vimeo.



Mam nadzieję, że teraz chociaż na trochę zmienicie sposób patrzenia na ten nieśmiertelny nośnik.
I proszę pamiętać, że odtwarzacz, który odtwarza takie płyty to nie jest adapter tylko gramofon. Jeśli już coś w gramofonie można nazwać „adapterem” to jest nim ramię, na którego końcu znajduje się wkładka – oczywiście gramofonowa.
Miłego słuchania!

PS. Na osłodę na stronach tej samej wytwórni możecie zobaczyć sobie kilka kolorowych płytek. Link do GGR.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz