Przed kilkoma dniami na sklepowych półkach znalazł się świeżutki, ósmy z kolei album PJ Harvey. Z nowym Dziełem (przez duże, ogromnie "de") – Let England Shake zaznajamiam się od dnia premiery codziennie. Słucham dniami i nocami, na kolanach, ze szczęką na podłodze. Dlaczego? Nie pytajcie – bo sam nie wiem – lecz zakosztujcie sami. Zawsze lubiłem i ceniłem dokonania Harvey. Raz trafiały do mnie bardziej, jak na przykład Rid of Me, czy bardzo osobisty White Chalk, czasami trochę mniej - A Woman A Man Walked By nagrany w duecie z Johnem Parishem. Przy pierwszym kontakcie Let England Shake bardzo mi się spodobał, przy drugim odsłuchu jeszcze bardziej, zaś przy trzecim zakochałem się w tej płycie. Po kilku dniach i kilkunastu przesłuchaniach znalazłem się w szalonym wirze miłości i kultu tego wydawnictwa. Ale do rzeczy.
Nowe piosenki swój wyjątkowy klimat mogą z całą pewnością zawdzięczać miejscu nagrania nowej płyty. Let England Shake powstawało się wiosną 2010 roku w malowniczym, XIX-wiecznym kościele osadzonym na szczycie klifu w hrabstwie Dorset. I tym razem przy pracy nad nowymi kompozycjami pomogli jej stali współpracownicy: Mick Harvey, John Parish oraz Flood. Płyta od strony tekstowej ma charakter bardziej uniwersalny. Artystka poruszyła tematy dotyczące jej ojczystego kraju oraz wydarzeń dziejących się obecnie na Świecie, m.in. wojny w Iraku i konfliktu w Afganistanie. Można śmiało stwierdzić, że Polly Jean odeszła od tekstów dotyczących "jej" na rzecz tego, co dziele się "wokół niej". Próbuje zamanifestować swój sprzeciw wobec doczesności, ale nie wykrzykuje pustych, acz głośnych sloganów – czyni to w sposób bardziej przemyślany. Próbuje być trochę jak T.S.Eliot w swojej późniejszej twórczości. W warstwie muzycznej raczy nas z jednej strony ślicznymi melodiami, z drugiej zaś kaleczy te dźwięki – co jest naprawdę fascynujące. Podobnie jak w poemacie Ziemia jałowa Eliota, tak i tutaj – nic nie dzieje się przypadkowo i wszystko ma swój zaplanowany sens oraz porządek. Jest tutaj gitara, prosty podkład perkusyjny, śpiew przeplatany melorecytacją. Niby prostota i nic specjalnego tak można rzecz. Ale w tym gąszczu pozornie łatwych dźwięków czają się prawdziwe perełki jak np. trąbka w "The Glorius Land" czy genialnie zaśpiewany "All and Everyone" gdzie kilka razy fantastycznie spowalnia melodia, a PJ leniwym, spokojnym głosem śpiewa: Death was in the staring sun,/fixing its eyes on everyone./It rattled the bones of the Light Horsemen/still lying out there in the open [...]Death to all and everyone.
Na tej płycie rytm i melodie mają różne płaszczyzny. Kolejną genialną piosenką jest surowy i pogłosowy "On Battleship Hill". W tym utworze zaskakująca jest zmiana maniery wokalnej artystki, która pojawia się na początku, nim dołączają do niej męskie głosy należące do Parisha, Harveya oraz perkusisty Jeana-Marca Butty’ego. W utworze "England" pojawia się znowu niestabilna melodia, poprzetykana przesterowanymi dźwiękami trąbki, oraz pianinem Rhodes. Poza klasycznym i wspomnianym wyżej instrumentarium Harvey wykorzystała w studiu: organy, skrzypce, mellotron, ksylofon, ludową cytrę oraz auto-harp (najczęściej 36 lub 37 strunowy instrument, podobny do cytry; dla ciekawych odsyłam do Googla) oraz pierwszy raz – saksofon, na którym gra sama i pojawia się aż w pięciu kompozycjach.
Po raz kolejny Polly udowodniła, że talent i pomysły jej nie opuszczają. Że jest artystką po prostu perfekcyjną. Że warto czekać na jej nowe wydawnictwa. Na tym albumie czuć folklor Anglii, śmiało stwierdzam, iż płyta jest na wskroś przesiąknięta Wielką Brytanią Jej Królewskiej Mości Polly Jean Harvey. Słabe strony Let England Shake? Brak. Wiem, że jeszcze za wcześnie na wybór płyt roku, ale ta na pewno znajdzie się w moim zestawieniu. Jest to z całą pewnością jedna z najciekawszych płyt tego roku, a ponadto, piękne muzyczne otwarcie kolejnej dekady.
Przyznam szczerze, że nie łatwo było napisać recenzję tego albumu. I to nie tylko dlatego, że wciąż – nie mogąc wyjść z podziwu siedzę na kolanach. Wierzcie mi, że ciężko przełożyć piękno tej muzyki na zwykłe słowa. Proponuję przekonać się na własne uszy, serce i umysł. Odważni też mogą napisać recenzję...
Recenzja ukazała się na łamach portalu Artrock.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz